Oxygenium.pl

Strefa Outdooru

Outdoor Adventure

Trzy Żywioły Outdooru

Frower Power

Dwukołowe lewitacje

Skala Trudności G3R



Sporty przestrzenne


Nurkowanie
Zakrzówek


Trail Marathon
Mogielica


Snowboard
Kasprowy


Snowboard
Tatry Zach. SKvs.PL


Adventure Racing
Rajd 360 - Beskid Śląski


Winter Treking
Tatry Zachodnie


Trailrunning
Tatry Zachodnie SK


Treking
Góra Cyc - Góry Atbaj


Nurkowanie | Freediving
Morze Czerwone


Treking
Gebel St Katrin - Synaj


Wyprawa wspinaczkowa
Pakistan 2008


G3R Wallpapers
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Tapety pulpitu



Panoramy
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Zobacz galerie górskich panoram



Panoramy 360°
Szymoszkowa FR
Big Berta
| Kładki



Filmiki
(kliknij prawym i użyj funkcji "Zapisz element docelowy jako...")

2008-00-30
Vlk. Choc [24.3MB]
2008-00-30
Szczebel [6.6MB]


Top Secret


2000-09-09
Kudłoń

Trasa
N.Targ -Turbacz (bez szlaku+czarny, 1310m) - Przel. borek - Kudlon (1240m) zjazd zoltym przez Jaworzynke (1016m) i ...bonus czyli Jasien (beskid wyspowy, 1067m)- mszana-rabka

Dystans 80km (30km asfalt)
Przewyższenie 2100m

zobacz mapę

Uczestnicy
Sebas solo

Technika
Widoki

"A TRIBUTE TO DAN OSMAN"

Coś o "wycieczce", która przerodziła się w maraton... 
Dzień zacząłem od przejazdu na gapę z Rabki do N. Targu, ale dlaczego to zrobiłem to 
już się chwalił nie będę. Wszystko było pięknie, dojechałem w słoneczku i przy 
niemiłosiernie błękitnym niebie na Turbacz, gdzie chwilkę się poopalałem (słonce 
prażyło jak w czerwcu), widoczki na Tatry -klasa! 
Podjazd był moim popisem bowiem praktycznie nie schodziłem z bike'a. Wszystko ok, 
postanowiłem pojechać z Turbacza żółtym na Kudlon. Jazda fajowa, szczególnie w dół, 
gorzej ze podjazdy w tym upale były coraz bardziej upierdliwe a mi dosyć szybko 
skończyła się woda (1.5l). Kontynuowałem jazdę czując formę. 
 Wspiąłem się na Jaworzynke a następnie zjechałem kapitalnym zjazdem 
(*REPEAT NEXT YEAR) 
 DYGRESJA:
ten żółty szlak z Kudlonia, a potem z Jaworzynki to jakiś kosmos. takiego czegoś jeszcze 
nie jechałem, the best IMO. raz tylko musiałem uznać wyższość natury w ciekawym 
miejscu, gdzie porośnięty mchem kamienny próg, kieruje nas prosto na skarpę - 
cholernie ciężko tam się zmieścić i ja będąc w transie nie mogłem zsiąść z roweru, 
a tu...przepaść. wiedziałem ze nie wykręcę, wiec wpieprzyłem się celowo w drzewo, 
które obroniło mnie przed runięciem w dół! opieranki o drzewa to fajna zabawa. 
c.d.
na dole postanowiłem ze zaliczę jeszcze jedna gore. przeliczyłem się ze wszystkim. 
góra była za duża, ciągle zjazd-podjazd-zjazd podjazd -wykańczające! szlak zmieniono! 
wiec jego przebieg okazał się zupełnie inny, kilka razy gubiłem go wiec 
improwizowałem na nosa, aż w końcu zaczęło się robić późno, a ja byłem w najbardziej
opustoszałej części Wyspowego. 
 w końcu doszedłem do wniosku, ze musze podkręcić tempo inaczej złapie mnie noc w 
górach, a to jest najgorsza sprawa. dawno nie mając wody, połknąłem cala czekoladę, 
pocisk Red Bulla i pociągnąłem na maxa. Spieszyłem się jak tylko się dało, mięśnie 
mnie już paliły itd. 
w końcu dotarłem na szczyt, ufff. byłem wyje.... totalnie :) 
szybkie przebieranko w ochraniacze i lufa w dół. zjazd tez extra, urozmaicony, dwa 
niekontrolowane loty, wyrwana szprycha. Myślałem ze ten zjazd nigdy się nie 
skończy (z 1067m na 550m), był długi i wymagał koncentracji, a mi już ręce 
odpadały.
 w końcu zjechałem. czułem się w sumie ok. pociągnąłem do Mszany i przed nią chcąc 
wskoczyć na chodnik ...złapał mnie skurcz w prawej łydce. poradziłem sobie z tym, 
ale za chwile złapał mnie w lewej!! sodoma i gomora. do Rabki 17km... 
(na bilet z Mszany nie miałem kasy!!!) 
 zaczęło mnie tez chwytać w prawym podudziu!!!!! 
no szok. nie wiedziałem co jest grane (ale był to efekt odwodnienia + to ze podjeżdżałem
ambitnie każdą gore!!!!) wsiadłem na rower i zacząłem jechać do Rabki, kilometry 
stały w miejscu. dramat. musiałem jechać delikatnie, ale hopki na szosie robiły swoje.
walkman na uszy, miuzik itd. myślałem wtedy o Iron Man i co czują ci goście!!! 
 słonce kładło się na asfalcie, a ja myślałem ze to mój pogrzeb. dojechałem siłą woli 
a gdy dostałem bilet do Krakowa w łapy byłem cały szczęśliwy. musiałem jeszcze tylko 
postać 2.5 w korytarzu z rowerem, bo to był pociąg relacji Kra-Poznań i nie było 
spec-przedzialow. 
 w sumie pierwszy raz złapał mnie taki dziwny kryzys, bo ogólnie moja witalność była 
wysoka, energia ok, ale przegiąłem z podjazdami. 
50km w terenie(!), 80km ogólnie, i przewyższenie ...2100m!!! 
- czyli poza Maratonem Caplone, drugi wynik. 
 (szacunkowo, bo nie mam dokładnej mapki, wiedziałem, ze cos jest nie tak, ze za dużo 
było pod gore) 
dedykuje ta głupotę DANOWI OSMANOWI 
(extremalista wspinaczkowo, mtb, jumpingowy), który nas opuścił... 
co rok będę czcił jego pamięć w jakiś szczególny sposób. :)))