2001-09-13 Mogielica, Modyń Trasa Dystans 115km
|
Technika Widoki |
"Zjazd do piekla --->" w piątek pojechałem na wycieczkę w wyspowy. miała być trudna ok 75km. wiedziałem ze jestem słaby i dlatego wziąłem dużo kofeiny i cukrów. najpierw pojechałem z Rabki do Mszany i potem Jurkowa (to efekt spóźnienia PKP). stamtąd zacząłem wspinke na ta przełęcz pod Mogielica (jak w ostatni weekend). od tego momentu zaczął siarac deszcz i tak miało być przez kolejne 5h! ale ponieważ widoczki były wyjątkowe i byłem solidnie obuty to pojechałem dalej. po około 60km stanąłem na szczycie góry MODYŃ (1029m), rejon St. Sącza (fajowe widoki na b. sądecki). żeby było jasne. byłem już solidnie zmęczony i miałem około 1.5h opóźnienia. nogi zrobiły mi się z waty, ale R14 (może 'air 14"?) podratował nieco sytuacje. warunki zrobiły się dość trudne, a co gorsza zgubiłem szlak NA SZCZYCIE(!sic!). nie mając czasu na pękanie pognałem w dół żółtym sądząc ze być może mam przeterminowana mapę. w połowie dh skapnąłem się ze słońce' chyba zachodzi po zlej stronie' ha ha. a kilka minut później moje najgorsze obawy się potwierdziły: znak 'strefa nadgraniczna' załamał mnie i zacząłem się po prostu bać. zjechałem w zupełnie przeciwnym kierunku i to oznaczało jakieś 25-30km objazdu. o godz. 17 w tak beznadziejnym miejscu i niemal bez sil przepowiadało to porache. skonsultowałem się jeszcze z lokalnymi i ci polecili mi jakieś skróty (były ok). potem pędziłem po halach i stokach tak, ze chyba ziemia sądecka nie widziała jeszcze tak gnającego krossowca ;-) następnie dluuugo pod gore asfaltem i ...finał. no pouer. miałem objawy skurczów i musiałem popychać rower na przełęcz pod Mogielicą. następna godzina straty. na przełęczy jestem w totalnym mroku, już chce dzwonić do Juniora czy Jacek jest w Mszanie. ale jeszcze popylam w dół na kamikaze, znów pcham asfaltem i ciągnę ciemna droga do Mszany. cały czas na granicy skurczów, ale nie mając wyjścia idę na full. w końcu jednak łapie mnie skurcz przy...zsiadaniu z roweru, ale wpadam na PKP. pociąg poszedł... jadę wiec na PKS i pakuje się niemal pod koła autobusowi do Krakowa... ostatni.... o 22:30 jestem w Krakowku jako chyba najszczęśliwszą osoba :-) 115km i 1850m, ale jak ochłonę to być może nadal będę twierdził ze była to najmocniejsza traska jaka zrobiłem w Polsce... ostatnie 40km zrobiłem niemal na skurczach, ale jednocześnie mój mózg funkcjonował REWELACYJNIE. definitywnie wiem ze to otępienie powstające na bike'u jest efektem wyczerpania cukrów i koffy. ja miałem tego pod dostatkiem. i choć moje nogi były rozjechane , miałem 100% koncentracji. ps. wyspowy o zmroku jest śliczny, ale jednocześnie przerażający Sebas, wyspowy lover |