2002-07-21 Tatry: Czerwone Wierchy, Małołączniak, Dol. Małej Łąki Trasa Dystans ????km Uczestnicy |
Technika Widoki |
"Witek i cepry w natarciu" Ostatecznie w sobotę w Kuźnicach stawiło się tylko 3 żołnierzy; w tym dwa najbardziej radykalne skrzydła Ghetto 3riders: Witek ze swoimi stalowymi nogami i Wojtek, magik techny. No i ja. bidula. Powiedziałbym ze w sobotę pogoda była do dupy, ale nie będę aż taki ceper.. po prostu kropiło. Witek jednak załatwił nam kolejkę na Kasprowy za friko dzięki swoim konexjom wiec oszczędziliśmy sil i czasu. Na szczycie tylko 10C i mleko. Udaliśmy się wiec do obserwatorium gdzie mieliśmy nocleg fajny klimacik, mili ludzie i w ogóle bardzo ok. ...i przyszła niedziela. Nawet się nie wyspałem (może 1h?) bo po prostu nie potrafię spać na dużych wysokościach (rozbudzają mnie), a już o 4:00 mieliśmy pobudkę. Tuz przed 5:00 wytoczyliśmy rowerki z obserwatorium i ...zaczęło się. Pogoda w porzo, niezłe widoczki już od świtu. Najpierw Wojtek "przykręcił śrubę" i narzucił solidne tempo, zacząłem się męczyć, pocić i zastanawiać się „co to k... ma być? Wojtus mykal leciutko zjazdziki (kamolce, jak to na szlakach w Tatrach) a ja ledwo nadążałem.. Moja z4 +rst 22 w tych warunkach nie istnieje! Czysta Sztywność. No jednak w końcu złapałem oddech i zaczęło mi się iść dobrze. Podchodzenie w Tatrach jest sakramenckie ze względu na te kamienie - ciężko jest pchać! Rower się blokuje, ześlizguje itp. No ale posuwaliśmy się niezłym tempem (wysokość 2000m, rzadkie, smakowite powietrze) i wkrótce minęliśmy Kondracka i zameldowaliśmy się na Małołączniaku (2096m). W miedzy czasie dzień się budził, wiec w dolinkach pejzaże były niezłe naprawde czad. Wyszło tez wytęsknione słońce na błękitnym niebie. Z Małołączniaka decydujemy się zjeżdżać do doliny Małej Łąki chorym żlebem (Kobylarzowym?). Początkowo milo, dosyć szybko po szerokiej grani z piękną widokówką , ale wkrótce zaczęły się schody. No oczywiście Wojtek postanowił jechać co tylko się da (a było naprawdę extremalnie trudno, gro odcinków po prostu nie do przejechania - chyba ze na trialu) i po prostu zaczął "krecić Krankeda" na naszych oczach. Bardzo to nam umiliło schodzenie, prawda Witek? Ma koleś niezłą kontrole i choć byłem pewien ze przy tych skałach (i piargach) i nachyleniu wyleci w końcu przez kierownice to...skurczybyk zawsze jakoś dał radę wyhamować. Był też odcinek z łańcuchem (mała ścianka), ale epizodyczny choc pochłonął jedna ofiarę, moja Małpkę Compadre (piękna śmierć w czeluściach tarztanskiego żlebu) Po dotarciu na Przysłop Miętusi, zjechaliśmy do Małej Łąki i mignęliśmy przed leśniczówką, udało się. Pogoda w Tatrach się skończyła...hi hi ...bonus ACH! W Rabce spotkałem gang freeriderow. Kolesie (7) byli z Gdańska, naprowadziłem ich na właściwy kierunek bo nieco zgrzali sprawę. Ale towarzystwo zajebiste. Wyluzowani. Sprzęty: bodaj tylko jeden full GT xcr(?), ale reszta miała pseudo-dualowki albo inne fajne sztywniacki (z przodu z kolei mieli dosyć solidne amorki) : rożne modele CUBE(b. fajne!), rock machine ecc. Poza tym fulfejsy, xtr-y, zjazdowe kanapy –no powiem szczerze ze fajne maszynki. Pogadaliśmy sporo a do Rabki wjechali jak Harleyowcy - czysta inwazja, cala droga zajęta, kolesie odstawiali jakieś pseudo-jumpy na chodnikach. Chcieli mnie nawet wciągnąć w wycieczkę i imprezke. No i tyle. Dla mnie wyjazd fajowy, cos zupełnie innego niż mielenie po Beskidach. Ale w Tatrach stopień trudności jest zupełnie inny (niepomiernie większy!). Irenka - dobrze ze zachorowałaś ;-) Naprawdę wynoszenie sprzętu jest tam straszliwa praca, jazda w dół zresztą tez (poczuj klimat, musisz NIEŚĆ momentami swoimi recami 15kg rower po szlaku po którym na nogach można się zmęczyć...) Mnie najbardziej bolą obecnie ręce... Czuł i pisał i...czasami jechał, Sebas |