2003-08-31 Sedlo Polana (Słowacja/Mała Fatra) Trasa Dystans 31km (13km asfalt) Uczestnicy |
Technika Widoki |
"VYOSOKOHORSKA CYKLISTICKA EXPEDICE" SEDLO POL'ANA 1834m (sedlo= przełęcz) Od początku miałem złe przeczucia. Wiszące nad grania Nizkich Tatr chmury nie wyglądały na 'przejściowe'. Z Mikulasza na przełęcz wywieźliśmy się taxówka (rowery w bagażniku :) Junior początkowo oponował, twierdząc, że biki nie zmieszczą się do bagażnika starego Mercedesa, ale kierowca (ogorzały góral) zaproponował Juniorowi zakład o 1000koron, ze jednak się zmieszczą. Junior chciał się nawet zakładać... Pan Taxówka był zainteresowany głownie tym po ile stoi u nas wódka, dzifki (słowackie są 2 razy tańsze ponoć) i browar. Rzucił tez swoja życiowa mądrością "CZO MA PIĆKU TO NE MA ROZUMU" (ciekawe, ze Junior przytaknął! :) Trasę zaczęliśmy w kropiącym leciutko deszczyku przy jeszcze widocznych daleko w górze; szczycie Chopoka i grani, którą planowaliśmy zjazd. Z każdą chwila pogoda siadała coraz bardziej. W końcu dotarliśmy na przełęcz, na której nastąpiło kompletne załamanie pogody. Mleko, lejący deszcz, wiatr taki, że Junior z odległości metra nie słyszał co do niego mowię, w końcu zaczęło nawet nawalać gradem. Może było +5C, nie wiem, ale łapy mi skostniały, uszy zaczęły szczypać etc. Dobrze, ze Junior nie był tam sam, bo miał zamiar dymać dalej. Wymusiłem na nim odwrót (szans na kontynuowanie wycieczki NIE BYŁO, ale widać, ze Loco ma kaszanę w mózgu) i zjazd do doliny. Zjazd. Bardzo ciężki. Śliskie głazy, momentami zresztą sporych rozmiarów. Junior dostał białej gorączki i od razu poszedł na maxymalna walkę. Wymykał kilka ryzykownych odcinków (przy wciąż padającym deszczu, czasem wyłaniających się turniach z mlecznej mgły)- musze go pochwalić szczerze za płynność jazdy, ale prawdę mówiąc mógł trochę wyluzować, bo interwencja Horskiej Służby w tych warunkach byłaby utrudniona. Ja nie dość, ze byłem pos*any, to jeszcze po pierwszej pycie w ziemie i stłuczeniu łydki (o kamienie) postanowiłem wyluzować i nie przeginać (czyli tzw. dyganie,zreszta w 2 dni zaliczyłem 5 gleb) W końcu grzmotnął o ziemie i Junior, zarysowując lagę od Jr T -->Nie słyszałem go jeszcze tak klnącego. Nie wyluzował jednak do końca, przejechał min próg na którym byłem pewien, ze się "zawiesi", wyślizgane do imentu schodki itp. I to był chyba zjazd na miarę Big Hita i ambicji Juniora :-) Potem w strugach niesłabnącego deszczu nastąpił 16kilometrowy zjazd asfaltem, początkowo serpentynami przy 40-50km/h. Piach w zębach, ledwie widziałem coś na oczy mimo okularów. Lodowato. Dla mnie kompletny Pulp Fiction. ..a wieczorem wybraliśmy się na kiełbaski do klubu Harleyowcow ;) i ja tam byłem, piach z asfaltu piłem. S. |