Oxygenium.pl

Strefa Outdooru

Outdoor Adventure

Trzy Żywioły Outdooru

Frower Power

Dwukołowe lewitacje

Skala Trudności G3R



Sporty przestrzenne


Nurkowanie
Zakrzówek


Trail Marathon
Mogielica


Snowboard
Kasprowy


Snowboard
Tatry Zach. SKvs.PL


Adventure Racing
Rajd 360 - Beskid Śląski


Winter Treking
Tatry Zachodnie


Trailrunning
Tatry Zachodnie SK


Treking
Góra Cyc - Góry Atbaj


Nurkowanie | Freediving
Morze Czerwone


Treking
Gebel St Katrin - Synaj


Wyprawa wspinaczkowa
Pakistan 2008


G3R Wallpapers
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Tapety pulpitu



Panoramy
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Zobacz galerie górskich panoram



Panoramy 360°
Szymoszkowa FR
Big Berta
| Kładki



Filmiki
(kliknij prawym i użyj funkcji "Zapisz element docelowy jako...")

2008-00-30
Vlk. Choc [24.3MB]
2008-00-30
Szczebel [6.6MB]


Top Secret


Beskid Zywiecki

2003-10-12
Korsyka

Uczestnicy
Wojtek, Irena

 

 

 

 

"Konfrontacja z Korsyką"

Po wczorajszych walkach ze sprzętem, zmierzyłem się dzisiaj z górami Korsyki i mówiąc krotko zostałem sromotnie pokonany.

Rano wyjechaliśmy autem na przełęcz 550m. tam po dłuższych zastanowieniach zrezygnowałem z ambitnego planu wejścia na 2100m bopomyślałem ze nie znam gór i nie będę ryzykował. założyłem wiec dojście do schroniska na 1600m i zejście później łagodnym szlakiem. plan był mało ambitny i tez na szlakach mimo ze były strome to było widać tylko parę skałek.

Pierwszym zaskoczeniem było oznakowanie szlaków (częściowo mapy szczytów ale częściowo jakieś niejasne nazwy szlaków, tabliczki w dwóch kierunkach itp.), później ze na tak mało odległość wg mapy planują 3.30h ./ pomyślałem, jakieś cieni asy chodzą u nich po górach. po 1h lekkiego marszu z Ireną doszliśmy do kolejnej tabliczki 3.30h w to samo miejsce. później szlak odbił w gore i dopiero po 10min się zorientowałem ze to jest jakiś nowy szlak którego nie ma na mapie i mimo ze strzałki nakazywały iść tym szlakiem i ze nazywał się tak jak ten którym powinienem iść to to jest zła droga. za 100m kolejne odbicie szlaku i teraz już na 100% zgodne z mapa. po 10min okazuje się ze szlak zrobił półkole i wrócił niedaleko miejsca w którym skręciłem z głównej drogi... po w sumie 2.5h doszedłem do tabliczki ze jeszcze 1.5h do schroniska. ostatecznie robiąc kilka 5min przerw istarając się iść w miarę szybko dotarłem po ok 5 h na gore :-)

Szlak jak na razie był w większości nieprzejezdny rowerowo, bo pełno dużych luźnych kamieni. Widoki i klimat niesamowity, b.malo ludzi. Charakter od typowo tatrzańskiego, przez Beskidy po Bieszczady. Od ok 1600m góry moim zdaniem typowo alpejskie pomijając gdzieniegdzie kilka drzew na strasznie postrzępionych i stromych graniach.

Podchodząc do schroniska już wymęczony widzę z daleka cyfrę 5 (tablice są wielkie i widać je z daleka), co od razu mnie zestresowało. Okazało się ze do calzone do którego mam iść jest zamiast zakładanych przeze mnie 2h, 5h, a już jest 15. Od razu wiec ruszyłem dalej i od razu jakieś eksponowane skałki po których musiałem targać rower. zestresowało mnie to dodatkowo, bo jak nigdy nie biorę czasów w dol. na poważnie, zwłaszcza będąc na rowerze to po wcześniejszych doświadczeniach zacząłem mieć już watlpliwosci. Po ok 30min dotarłem na pierwsza przełęcz i cały zadowolony ze zaczyna się zjazd ubrałem się, odbyłem jedna służbowa rozmowę i ruszyłem w dol. przewidując komplikacje od razu przestawiłem geometrie na dh i zakasałem rękawy. Po ok 10min wicia się singletrailem z kamieniami, progami i sporym nastromieniu dotarłem do skal. Myślę sobie jakieś skałki były zaznaczone, mykniemy je szybko i dalej zjazd pójdzie jak po maśle. Skałki okazały się jednak dosyć trudne (ekspozycja, mało chwytów jak na osobę z rowerem, w paru miejscach łańcuchy) i..... Zamiast kilku skałek jakiś palant puścił szlak przez kilka km trawersem przez najgorsze skały i ściany (robiąc jedna drabinkę i parę łańcuchów moznaby w 20min dojść do w miarę łatwego terenu), z czego w paru miejscach trochę się już balem. Walka ze skałkami zajęła mi 1h i byłem już padnięty od noszenia roweru i przestawiania go w powietrzu itp. w miedzy czasie lekki fen *czy jak to się tu nazywa wyrwał mi mapę i zacząłem nabierać podejrzeń ze się zgubiłem, bo nie kojarzyłem tak długiego trawersu. W końcu wyszedłem na jakąś przełęcz gdzie mnie wiatr zwiewał usilnie w stronę doliny i w pełni strachu ze jestem pod wieczór w górach nie wiadomo gdzie na jakimś szlaku, który nie wiadomo czy jest dobry i w terenie, który jest w większości nieprzejezdny rowerowo. Dalsza cześć traki już mniej stresująca, ale na rower wsiadałem tylko sytuacyjnie (stromo kamienie i pełno jakieś zielstwa, które było ostre, gęste i utrudniało prowadzenie roweru. Po jakimś czasie zaczęły się pojawiać dłuższe kawałki, które ryzykownie można było jechać na rowerze. później kilka km super singeltraila z rożnymi fajnymi przerywnikami (typu skałka, hopak, mulda,.) I z powrotem mieszanina kamolcow, głazów, zielstwa i stromizna uniemożliwiająca jazdę. Dalej długi trawers, parę kolejnych podejść i w końcu kamień spada mi z serca, bo widzę może i jakieś domy. Dalej przyjemny, choć b. trudny zjazd po bardzo urozmaiconym podłożu (nie potrafię wytłumaczyć, co to było) i zaskoczenie na koniec. Okazało się ze szlaku nie zgubiłem i ze tuz przed zmrokiem dojechałem tam gdzie powieniennem. Ostatecznie zjazd zajął mi 3.15h. Przez ten cały stres i gonienie na czas oraz szarpanie się z rowerem w miejscach które SA przeznaczone tylko dla wprawnych piechurów i co bardziej doświadczonych przewodników :-) frajdy było jednak znacznie mniej niz. na normalnej wycieczce

ostatecznie ok 1400m podejścia (może z tego 200m na rowerze) i Ok 1600m zejścia ( z tego ok 1000m na rowerze). km ok 30 ale ponieważ licznik mi od obtulukiwania o kamienie wyłączył się na chwile to nie wiem dokładnie. Czas wycieczki 8.5h!! z tego od 15.00 szedłem naprawdę zbornie a gdzie się dało to w miarę ostro jechałem na rowerze.

Rower i moje łydki strasznie poobijane. Uszkodzeń zidentyfikowanych brak, ale parę razy przerzutkami i tarczami waliłem o kamienie ratując się przed upadkiem. Kolana obolałe od zbiegania w dol. nadgarstek obolały, ale jak nie złamał się ponownie od rozpaczliwego łapania się skal, zjeżdżania przez progi, przejeżdżania po dużych głazach i wielogodzinnego targania roweru, to myślę ze już z nim wszystko w porządku.

Trasa potwierdza tez dylemat sprzętowy, przed którym niektórzy ciągle stoją - na takie zjazdy trzeba mięć zjazdówkę jak Junior, ale na targanie roweru trzeba mięć cos takiego jak Cannondale....

Wniosek natura i korsykanczycy zadbali to żeby rowerzyści nie pchali się w ich góry, (co z reszta było do wydedukowania po tym ze BIKE puścił trankorsyka głownie po asfalcie...). Ci, którzy się pchają sądząc ze sobie poradzą dostają nauczkę....

Taki burżuj jak ja tęskni do łagodnych trzasek w dolomitach czy Alpach gdzie komórki działają, trasy są opisane i dobrze oznakowane a jak szlak nie jest via ferrata albo o niebieskim kolorze to minimum 70% da się zawsze przejechać....No i parę cm na mapie nie oznacza całego dnia w terenie...

Wojtek