2003-11-11 Kraków - Trupi Lasek I i II, Rajsko Uczestnicy
|
|
"Perski dywan z baśni 1004 kilometrów" UWAGA - GRAFOMANSKIE POPISY PONIZEJ :-))) tak mnie zirytowała wczorajsza piękna pogoda, ze zebrałem się przed 12 na rowerek. ponieważ Seb miał bierzmowanie a Rafał był w pracy, zostało mi jeżdżenie samemu po TLasku. słonce było piękne ale zimno (+2st.) choć w słońcu bardzo ciepło (jakieś +12st. pokazał termometr). nie lubię samemu jeździć po ściankach, wiec zacząłem od leniwego "odkurzania" ścianek z liści - bo cały TLasek łącznie ze wszystkimi ścieżkami przykrywał kobierzec z liści - wyglądało to przepięknie jak perski dywan ręcznie tkany, złotobrązowy... klimat bez 2-och zdań. zjechałem bez przekonania najprostsze południowe ścianki, przymierzając się do tej najtrudniejszej z drzewem na środku i skrętem kiedy minęła mnie grupka "amazonek" na koniach z pobliskiej stadniny; jedna z dziewczyn wykazała się znajomością sprawy i zapytała "robisz sobie trasę zjazdowa?", zdziwiony, nie dałem po sobie poznać i z nonszalancja ripostowałem "nie robię, tylko odkurzam stara" ;-) sytuacja wyzwoliła jednak we mnie niezbędny do jeżdżenia zastrzyk adrenaliny i wziąłem się ostro do zjeżdżania wszystkich ścianek po kolei. przyczepność była bajeczna i nie dość ze zjechałem wszystkie południowe ścianki, łącznie z ta z drzewem, wziąłem się za Nocnik (2 przejazdy obydwoma wariantami), potem ta pokręcona ścianka z tym "tunelem" w krzakach na końcu - wszystkie wykosiłem bez najmniejszych problemów. zrobiłem sobie krotka przerwę na skakanie z dropow w wąwozie, no i cos mnie podkusiło na pojechanie na tyły TLasku - tam jest ta pionowa długa ścianka z zeskokiem na końcu - jak jest mokro nawet nie ma tam co się wybierać. trochę się dygałem bo byłem sam i jakbym się połamał byłoby kiepsko, ale najechałem gore powoli - i szok - przyczepność była tak dobra, że na końcu ścianki tuz przed uskokiem stanąłem prawie w miejscu. jak na zwolnionym filmie! miałem nawet czas ustawić się rowerem, puścić hamulce i w pełni kontrolować zeskok!!! byłem tak zszokowany, ze pobiegłem na gore i zjechałem jeszcze raz żeby się upewnić ze to nie przypadek ;-))) potem pojechałem do TLasku 2, trochę poskakałem (ale bez Komara) no i przejechałem cala traske na pełnym speedzie, tak ze mi tchu zabrakło na dole ;-) żegnałem TLasek2 w pięknym słońcu na lakach - przejechałem jeszcze pod Rajsko, zaliczyłem mój tajny zjazdzik i do domu... :) tak oto pokonałem słabość ducha i uratowałem wolne święto 11.11 przed totalna beznadzieja niejedzenia. acha - mój "licznik" pokazał ze właśnie stuknęło mi 1004km w tym sezonie! rekord!!! Junior |