2004-06-26 Kudłacze Trasa Dystans 5km Uczestnicy |
Technika Widoki |
"Xtreme Fest Pcim " Sobota.. Miałem ochotę wpaść na szumnie reklamowany extreme sports fest w Pcimiu (k. Myślenic), wiec zebrałem sprzęt i pokręciłem do Myślenic, a następnie pod schronisko na Kudalczach, gdzie ustawiliśmy się z Juniorem. Śladów po mountainboardowcach czy jakiejkolwiek inne formie życia ekstremalnego pod schroniskiem nie było, ale spotkaliśmy na szczęście [jak dla kogo] liczna ekipę DH ze Skawiny, która jeździła sobie w dół czarnym szlakiem do Pcimia [taki niby zjazdzik DH], a potem vanem wywozili się na góre its (i tak samo). Podłączyliśmy się pod nich i razem z nami było może z 8-10 bajkersow. ZJAZD CZARNYM SZLAKIEM W MOIM KASKU [czyt. moja wizja]: W dół ruszyliśmy jak lawina, czyli "kto przed kogo się wepcha pierwszy". Skonstatowałem, ze pchał się nie będę , bo nawet nie znam trasy i nie ma sensu hamować gości. Wpadliśmy w las i zaczęła się solidna jazda. Nie było źle [było gorzej] Pierwsza krytyczna akcja to niespodziewana hopa z pniakiem na środku lądowania. Jakimś cudem tak Junior jak i ja wyminęliśmy to [kretyńskie] niedopatrzenie. Ciśnienie na zjeździe było spore. Kilka momentów później rozłożyło się przede mną na zakręcie 4 bajkerow [nie mowie, ze źle, bo przesunąłem się od razu w rankingu o 4 miejsca hehe]. Ale nie ma zmiłuj się. System jazdy skawinczykow polega na tym, ze po glebie zrywasz się na nogi, bierzesz szybko bajka i napierasz dalej :) Trochę dalej dogoniłem jakiegoś magika, którym wymiatało po całej szerokości ścieżki. Spokojnie zwolniłem i czekałem aż wariato wyląduje w krzakach - wybrał ostrzejsza wersje-polegl na korzeniach. Looknalem czy wstaje i targam dalej w dol. Odcinki w sumie fajne, dynamiczne, kilka ciekawych zakrętów. No i końcówka czyli mój marny popis. Wypadam z lasu na asfalt na pewniaka, planując wyhamować na lajcie z tzw. opóźnieniem, a tu ... pyk i leże. Mnie się nic ostatecznie nie stało [dzisiaj cos tam czuje], ale mój bajk robi lekka centralkę z drzewem i przednie kolko pęka jak z plastiku.. Tak idiotycznie jestem kolejne kilkadziesiąt orłów w plecy. Za to na Campie w Pcimiu dokąd musiałem dotachać rower, wszyscy wpadają w podziw nad moim zósemkowanym kołem. Przez chwile czuje się jak bohater [niestety jak zawsze jestem żałosnym typem bohatera Mendozy, czyli po pierwsze: pakuje się w kłopoty tam gdzie ich nie ma, po drugie: dzięki pozorom zostaje uznany za bohatera, hehe]. 'ale jazda', ' ło, ale kolko'. Widok takiego koła najwyraźniej pobudzał wyobraźnię, ale dobrze, ze nie widzieli jak frajersko się wysypałem, bo obrzuciliby mnie wyzwiskami [i pomidorami], a tak na chwile poczułem się ze jestem kimś. Tak skończyłem jazdę. Miałem ochotę jeszcze pokręcić cos po górkach, ale technicznie było po sprawie. Zaskoczeniem był pewien szybki bajker w fullface, który po ściągnięciu integralna okazał się być ładną i szczupłą dziewczyna. Gdybym ją zobaczył na ulicy to nie dałbym jej nawet 10% szans na to, ze takie dziewczę potrafiłoby tak grzać gumy w górach. Respekt dla niej za styl wymiatania [Junior twierdzi, ze cięła w dół na takim gazie, ze ledwo dotrzymywał jej koła]. I tak minęła sobota. Pierwszy dzień od 2 tygodni, który nie był taki sam jak trzynaście pozostałych. A dziś powrót do wrót nauki [a swoja droga nie miałem blado-zielonego pojęcia, ze scena mtb w Skawinie jest taka prężna] |