Oxygenium.pl

Strefa Outdooru

Outdoor Adventure

Trzy Żywioły Outdooru

Frower Power

Dwukołowe lewitacje

Skala Trudności G3R



Sporty przestrzenne


Nurkowanie
Zakrzówek


Trail Marathon
Mogielica


Snowboard
Kasprowy


Snowboard
Tatry Zach. SKvs.PL


Adventure Racing
Rajd 360 - Beskid Śląski


Winter Treking
Tatry Zachodnie


Trailrunning
Tatry Zachodnie SK


Treking
Góra Cyc - Góry Atbaj


Nurkowanie | Freediving
Morze Czerwone


Treking
Gebel St Katrin - Synaj


Wyprawa wspinaczkowa
Pakistan 2008


G3R Wallpapers
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Tapety pulpitu



Panoramy
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Zobacz galerie górskich panoram



Panoramy 360°
Szymoszkowa FR
Big Berta
| Kładki



Filmiki
(kliknij prawym i użyj funkcji "Zapisz element docelowy jako...")

2008-00-30
Vlk. Choc [24.3MB]
2008-00-30
Szczebel [6.6MB]


Top Secret


Beskid Zywiecki
2004-07-17
Velky Choc (Słowacja/Wielka Fatra)

Trasa
Jasenova (537) - (czerw.) - przeł. - (ziel.) - Velky Choc (1611) - (czerw.) - przeł - (ziel.) - freeride - Jasenova

Dystans 16km
Przewyższenie 1100m

zobacz mapę

Uczestnicy
Adas, Sebas, Junior

Technika
Widoki

"Przez Piekło do Raju - Ride the Unrideable"

Wybraliśmy się w sobotę na słowacki Velky Choc [1611m]. 
Dla mnie ta góra to już prawie mit ;) 
Dwa lata czaiłem się, żeby tam się wdrapać z bikiem, ale Choc jak typowy cygański 
cwaniak, zawsze umiejętnie się bronił - to śniegiem, to niepogoda.
Teraz staliśmy na dole w trzyosobowym zestawieniu i wiedziałem, że przyszedł czas na Bezpośrednią Konfrontacje. Albo my, albo On.
W GÓRĘ...
Początkowo wszystko szło prawie wzorowo, mimo, że upal cisnął katastrofalnie, a wilgotność była skrajnie skrajna [witaj lato!]. Ale skoro w miarę szybko zdobywaliśmy wysokość i cel stawał się coraz bardziej realny, wiec w sumie nie było co narzekać.
Widoki zresztą rysowały się coraz piękniejsze, dolinki zanurzały się coraz głębiej... ale właśnie, szło chyba za łatwo. I podejście zdemontowało nas tak na dobra sprawę w samej końcówce. Wyglądało to w dużym skrócie tak: przeciskanie się wąskimi tunelami pomiędzy dwumetrowymi kosodrzewinami, siłowanie się z gałęziami, które zahaczały się o każdą możliwą część roweru i tak k**** w kółko. Były momenty, ze 10m pokonywało się w minutę [akurat świadomość tego rozśmieszała mnie - gorzej, ze nagle jakbyśmy stanęli w miejscu, a końca tych zmagań nie było widać, zakręt podążał za kolejnym zakrętem, kamień za kamieniem..] Walka jak fix, wyrywanie Choczowi ostatnich metrów było dramatyczne, ale jakoś dotarliśmy na SZCZYT
Szczyt wygina. P R Z E S T R Z E Ń. Gigantyczne przestrzenie dookoła. Widoki dookoła 360 stopni i ocean gór. Północne stoki Chocza spadają w doliny ponad półkilometrowymi pionowymi urwiskami. Samotna góra -piramida.
Na szczycie jest po prostu geniales. Siedzimy tam -jak nigdy - ponad 40minut.
Słonce i błękitne niebo przyprawia ten smakowity wizualny kąsek..
Jeszcze kilka fotek, wpis do Księgi Wejść i ZJAZD Jazda w dół zajęła nam -bagatelka- 2h!! Poprzedzona opiniami piechurów w stylu 'wy chtete tedy zjechat. to je nemożebne'. Ale była warta poświęceń [* gdybym mieszkał na Słowacji albo częściej jeździł w tamtejszych górach to naprawdę przydałaby się solidna dwupolka :) Górna część zjazdu to odcinki dla bardzo zaawansowanych technicznie ew zwyczajnie nieprzejezdne [chyba, ze ktoś koniecznie ma ochotę pourywać przerzutki i pokasować golenie amora]- skałki, wąskie wapienno-dolomitowe rynny.
Junior oczywiście osiąga pułap szaleństwa, gdy nie może przejechać kilku skał na których absolutnie nie ma linii zjazdu(!). Dobrze, że w końcu rezygnuje z próby przejechania nieprzejezdnego, bo inaczej trzeba byłoby go włożyć w kaftan :D
Poza tym dominuje nieprzyjemne nachylenie i sporo szutrów, na których opony trzymają słabiutko. Górna cześć zapisuje się guma Adasia i lekkim wgnieceniem
w rafce Juniora - obaj to samo, skok w ciemno i lądowanie na kamieniu.
Ale od polanki zaczyna się jazda. Początek to 'spidłąki', a potem zanurzamy się w głęboki choczanski las i zaczyna się lawirowanie singletrackami, dryblingi miedzy korzeniami, cały czas mniej lub bardziej stromo. Kilka momentów robi się trudnych.
Tradycyjnie oczywiście 'Loco' nie zawodzi i podejmuje się najcięższych wariantów [skałki] :) Mniejsze gleby zaliczamy wszyscy, ale ciężko jest przejechać czysto tak napchany niespodziankami zjazd. Na koniec jeszcze dzika jazda na ślepo przez łąki [uskoki] i lądujemy pod naszą furą. Spojrzenie za siebie w gore.. i aż ciężko uwierzyć, że właśnie tamtędy zjechaliśmy na dol. Ale kurcze jednak. Sami jesteśmy sobie świadkami. Dystans zamyka się około 16kilometrami i może ciężko w to uwierzyć, ale zajęło nam to ponad 6h!!! (4h podejście + 2h zjazd). Ja kończę z gorączką od zęba [to się dopiero potwierdza w Kraku], ale to ma małe znaczenie w końcowym rozrachunku dnia. Następny słowacki superklasyk G3R. STOH, CHOCZ, who's next?