2004-08-08 Gornergrat/Zermatt (Szwajcaria) Trasa Dystans 12km Uczestnicy |
Technika Widoki |
"Electric Serpent" Podążając śladami CCFC www.ccfc.ch, udaliśmy się do Zermatt (1616m), miasta bez samochodów. Poważnie. Jedyne auta to te miejscowych. Zermatt to kurort szwajcarski z najbardziej znany pocztówek z Matterhornem, cos a la nasze Zakopane, tylko dużo mniejsze i pełne turystów jak Krupowki w sezonie. Najwięcej tu Japończyków - chyba więcej niż w Tokio, nawet napisy są po japonsku i ceny w jenach :) Pomyślicie ze nas z Wojtkiem rozum opuścił, żeby pakować się w takie miejsce i to jeszcze w niedziele w szczycie sezonu? Otóż nie. Skusił nas "Elektryczny Waz" (tak szaleni Kanadyjczycy nazwali zjazd, którego śladami dziś podążyliśmy). Na szczyt Gornergrat (3089m) wjechaliśmy "apogeum szwajcarskiej myśli", czyli kolejka szynowa stanowiącą połączenie tramwaju z szynowka na Gubałówkę. Na szczycie setki turystów (WL: szczyt nie był aż tak duży ale kilkunastu na pewno było:-), ale na szczęście zaraz szybko odbijamy na nie uczęszczany przez nikogo szlak. Do przełęczy na 2290m nie spotkamy żywej duszy! Szlak wije się rzeczywiście jak rajski waz, kuszący pięknymi widokami na szczyty po 4000m, lodowce. Ścieżka w całości przejezdna, choć bardzo wąsko a miejscami duża ekspozycja i zmęczenie ostatnich dni jeżdżenia nie pozwalają na agresywna jazdę. Stromsze odcinki przeplatają się lekkimi wyplaszczeniami i w bajkowej scenerii można dać gazu! Niestety złapanie w pełni płynnego rytmu nie jest możliwe bo szlak przecinają kamiennie płyty postawione na sztorc (udrażniające spływ wody), spotkanie z nimi może kosztować przebicie dętki lub uszkodzenie obręczy. Pierwsza (Elektryczna :) cześć zjazdu w otwartym alpejskim terenie kończymy kreta ścieżką prowadzącą do schroniska/restauracji pomiędzy soczystymi trawami (WL: tutaj Junior dal popis jazdy szybkościowej, która na podwójnie łamanym zakręcie skończyła się efektownym OTB). Przerwa na lunch i znów ruszamy - mamy jeszcze 600m przewyższenia w dół do pokonania - tym razem już w lesie :) Po chwili spokoju i bajeranckich ścieżek z niezliczona ilością głazów do skakania wpadamy na jakieś CHORE serpentyny, puszczone po prawie pionowym zboczu w lesie. Ekspozycja jest tak duża chyba ze dwa razy zsiadam z roweru żeby go poprowadzić w miejscach z pozoru banalnych... Na szczęście ekspozycja w końcu znika a gładkie ścieżki nabierają wprost niesamowitego rozpędu. Las miga w oczach jak słupy na autostradzie, wpadam w trans i nie chce mi się zatrzymywać. Jeszcze drewniana banda w lesie, ostatni daleki skok i jesteśmy w Zermatt! Patrzymy jeszcze tylko z podziwem to na Matterhorn, to na Gornergrat i wtapiamy się w kolorowy tłum turystów na ulicach. Jedynie pobrudzone rowery, zapach potu i zmęczenie w oczach świadczą ze to nie była zwykła niedzielna wycieczka. 1460m przewyższenia w dół, jakieś 20m pod gore. 12km jazdy. |