Wertykalny tryb myślenia
Sporo wody upłynęło w bezimiennym strumyku przy wąwozie od naszej ostatniej wizyty w Trupim Lasku. Zimno, śnieg, marcowa szarówa. Ohydna pogoda. Wygodniej byłoby wygniatać fotel przed ekranem telewizora, ale nałóg to nałóg. Zagnało nas do TL..
Podjeżdżamy pod północne stoki ścian. 30 metrowe stromizny, zasypane dziewiczymi połaciami śniegu wyglądają dość kusząco. Konsystencja śniegu specyficzna. Świetna na verticale-ścianki i jednocześnie kiepska na skoki.
Kierujemy się bardziej we wschodni sektor. Wypatrujemy z góry potencjalne linie zjazdu. "Czytanie stoku". Różne koncepcje, tendencja jedna - jak najstromiej. Niebawem sześć tańczących, technicznych linii przecina dziewicze, ośnieżone stromizny. Linię dnia wynajduje Junior. Obserwuję ten przejazd ze środkowej części stoku. Efekciarski. Najstromszy odcinek Junior pokonuje w stylu "on sight" ("w ciemno", bez wcześniejszego oglądniecia terenu i przymiarek). Zmęczenie daje o sobie znać,
ale nurkowanie w dół zupełnie improwizowanymi liniami ożywia podmęczone ciało.
Temperatura spada. Przenikliwe zimno. Zostawiamy schowany w lesie świat wertykali i wracamy przez Rokadową. Ostatni zjazd. Ruszamy w dół stokiem z narciarskimi mini-hopami. Zimówki nie są w tym momencie najlepsze, ostro wbijają się zębami w próg i próba "odlecenia" na dystans staje się ciężka. Mija kilka oddechów i jesteśmy na dole..
ps. Nie obyło się bez kolejnej gleby mojego autorstwa. Skończyło się na obitym kolanie i awaryjnym lądowaniu na drzewku. Bike popłynał stromą rynną w dół.
|