2005-05-01 Jałowiec Trasa Dystans 41km (12km asfalt) Uczestnicy |
Technika Widoki |
Wiosenny oddech Beskidów Wczesny ranek... W Suchej Beskidzkiej odbijamy w uśpioną Dolinę Zasypnicy. Czeka nas kilka kilometrów mozolnego wspinania się do góry asfaltem, a potem leśnymi drogami przy cichym akompaniamencie szumiącego strumyka. Trochę sił w ten podjazd trzeba zainwestować, ale dość szybko docieramy ponad Przełęcz Przysłop. Nagroda czeka. W oddali zarysowuje się potężna, ośnieżona sylwetka Babiej Góry. Na pierwszym planie, jakby na wyciągnięcie ręki rozlewają się z kolei ciemne kontury Pasma Polic. Ostry kontrast zielonych łąk i ośnieżonych beskidzkich szczytów robi wrażenie. Słońce niestety chowa się za szpalerem chmur. Zostawiamy szlak i odbijamy na trawers zachodnim zboczem Pasma Jałowieckiego. Kręcimy lekko wznoszącą się, malowniczą drogą. Zupełna pustka, wzmagający się wiatr targa lasem, a w dole wyłaniają się jeszcze surowe, ale piękne panoramy. Kolorystyka zboczy Jałowca wyraźnie świadczy o tym, że tutaj wiosna jeszcze nie dotarła. Mało zieleni, za to doświadczamy wszystkich odcieni brązu i gołych drzew obdartych wiatrem i mrozem z liści. Zagłębiamy się na chwilę w las. Trafiamy na ścięte kilkunastometrowe wąskie kłody drzew. Oddajemy się rytuałowi balansowania po nich. Znalezienie na tych kłodach perfekcyjnej równowagi, zupełne wyłączenie myśli i płynne "przepłynięcie" po kłodzie idealnie wychodzi Juniorowi. Za chwilę podążam jego śladem. Ruszamy w górę na szczyt Jałowca. Mijamy schronisko na Przełęczy Opaczne, za którym natrafiamy na pierwsze płaty śniegu. Krajobraz robi się jeszcze bardziej surowy, ale niespodziewanie niebo zalewa się błękitem i blask słońca ozłaca delikatnie las. Ostatnie metry pod szczytem brniemy w śniegu... Szczyt Jałowca, 1111m n.p.m. Wrzucamy na siebie ochraniacze, krótki czekałt sprzętu, hamulców i rozpoczynamy downhillową eksplozję z Hali Trzebuńskiej. Słowa są czasem bezużyteczne. Bezsilne. Na te kilka minut szybkość jest wszystkim. Dziki świst powietrza przeszywa wentylatory mojego integrala. Myśli zupełnie wyłączają się na tych kilka momentów. Percepcja downhillowa. Staram się ciąć dokładnie linią Juniora, który kilka razy wzbija się w powietrze na niewielkich muldach. Prędkość rośnie, czuję motyle w żołądku. Ale czy nie po to się jeździ?! Wpadamy w las i odbijamy w kolejną nie znakowaną trawersującą zbocze ścieżkę. Dziko i zupełnie pusto. Zjazd powoli łagodnieje, nie wiedzieć kiedy szlak zaczyna się delikatnie piąć w górę. Kilka minut podjazdu+podejścia i docieramy do bezimiennej polanki pod Opuśniokiem (819m). Poczatek maja to w Beskidach miesiąc spotykania się dwóch pór roku, zimy i wiosny. Miesiąc kontrastów -z jednej strony wciąż zalegającego na szczytach śniegu, z drugiej strony zieleniących się łąk i hal. Warto poczuć ten wiosenny oddech Beskidów. Sebas |