"O jedną przełęcz za daleko"
LUBAŃ, 1211m, wschodnie Gorce
Wdrapuję (wczołguje?) się na Lubań, późne popołudnie, licznik wskazuje jak dotąd 60km górskich podjazdów, zjazdów, kamieni, korzeni i innego górskiego złomu, agresywne słońce po całym dniu prażenia daje się we znaki parzącymi skórę promieniami. Siadam na szczycie wyczerpany. Widok na Jezioro Czorsztyńskie, Gorce, część wychylających się zza chmur Tatr nie ożywia. Biologii nie da się oszukać, jestem zajechany. Do końca trasy cała wieczność. 50? 60km? Nie ma sensu o tym myśleć.
Wlewam R14 w żyły. W międzyczasie pstrykam jakimś piechurom fotki, a może wcale nikomu nie pstrykałem.. Tauryna zaczyna powoli działać (biologie da się oszukać heh). Interesuje mnie tylko najbliższe 6kilometrów. Resztą będziemy się martwić później.
Lubań Down The Hill (spadek pionowy 850m, 5.5km)
Opuszczam szczyt i zanurzam się w ocienionym lesie, uderza orzeźwiający chłód, w końcu robi się przyjemnie. Zielony szlak zaczyna prowadzić w dół szeroką, zniechęcającą do oporu drogą, ale po chwili niepostrzeżenie odbija w wąskie ścieżki (tak niepostrzeżenie, że trzeba się wracać i tropić go kilka minut -brawo dla znakującego!) i zaczyna się kawał interesującej jazdy. Mijam Pasterskie Hale (1100m), Czerteż (995m), z którego wystrzeliwuje kapitalny widoczek nad nisko wiszące nad Gorcami słońce. Mógłbym tu zostać forever. Kamieniste rynny przetykają się z szybkimi ścieżkami. Nachylenie terenu narasta, szlak się poszerza i zaczyna się Downhill Absolutny. Zakręty przy 50km/h na sypkiej nawierzchni(co za stres), wytarty bieżnik Maxxisów dostaje poślizgów, każde odpuszczenie hamulca na kilka sekund owocuje ogromnym przyspieszeniem.
"Nothing, yeah, that's the only thing you'll ever take away from me" [Drowning Pool, Step Up]
Bike sam wyrywa się na muldach w powietrze. Po 2kilometrach rzeźni Grimeca "puchnie", z przedniego v-brake zaczynają sypać się iskry (tym razem nie jest to przenośnia). Chwila przerwy na schłodzenie hebli i wyregulowanie.
Ciąg dalszy następuje wg tej samej koncepcji. Szeroko brane zakręty, rzeźnia w dół. Po drodze gubię szlak, ale to nieistotne. Kapitalna szybkościowka. Polecam, jeśli znajdziecie się w pobliżu.
Wypadam nad samym brzegiem Dunajca. 17:50. Pięknie. Dalej miliony obrotów korby zanim wspinam się asfaltem na Przeł. Przysłop k. Lubmierza. Mięśnie odmawiają posłuszeństwa, stany przedskurczowe. Pakuje w siebie cukry pod wszelką postacią, tankuje co kilka minut w płynących obok strumykach, muza na uszach zagłusza zmęczenie, wydostaję się w końcu z głębokiego cienia doliny Kamienicy na przełęcz, która jeszcze tonie w słońcu. Mknę 14kilometrów w dół
do Mszany, słońce urywa się już z horyzontu...
ps.FR. Zjazd z Kiczory na Przełęcz Knurowską zaczyna się niesamowitym singletrackiem [prędkości rzędu 60km/h!] - polecam
Sebas |