2005-06-23 Szymoszkowa Trasa Uczestnicy |
Technika Widoki |
W grawitacyjnym Czyśccu Obudzony tatrzańskim słońcem, po 3h godzinach snu i reminiscencjach z imprezy(...ach te góralki..), pakuję sprzęt i ruszam na Gubałówkę .. Muza na uszy, wrzucam na się uzbrojenie, kask. Na baseniku przy hotelu kąpią się boskie ciałka, mógłbym tu zostać i patrzeć na przemian na nie i tatrzańskie szczyty. Czy można sobie wyobrazić coś lepszego do roboty na tej planecie? Oł yeah! Wiaterek chłodzi rozpalone słońcem stoki Szymoszkowej (i moją krew). Zanurzam się w chłodny cień lasu. Zupełna pustka. Niewyspanie mija już na pierwszych kładkach. Pomimo kulejącego hebla, jedzie się git. Czas mija, ale nie odczuwam tego zawieszony w Grawitacyjnym Czyśćcu. Docieram pod nową drewnianą konstrukcję - "trzybit" (tak nazywają go lokalesi). Kilka chwil na przemyślenie, o co tutaj chodzi i zaczynam się przystawiać do pierwszej próby. Z dołu wszystko wygląda wykonalnie i prosto, ale kiedy toczysz się kładką na wysokości 2metrów, czujesz lekki powiew lęku w twarz, a kiedy przed tobą wyrasta dodatkowo wąska huśtawka, uderzasz niemal w ścianę strachu ;) Dlatego pierwsza próba kończy się wycofaniem, podobnie druga. "Koncentracja! Koncentracja baranie!" - powtarzam sobie - "jedyną rzeczą, której powinienem się bać jest strach...". W mózgu rozchodzi się tylko echo "jest strach...jest strach...". Za trzecim razem udaje się odłączyć myślenie, wzrok zablokowany 30cm przed oponą, dreszcz, zachwiewa mną na najeździe, mrozi mi krew do zera stopni, ale rzucam się w dół, dwa dropiki i just did it. Dostaje adrenalinowych drgawek. Czy nie na tym polega cały fun, bać się do kości, ale zwalczyć to? Chwil potem nie wiem ile, strefę powietrzną przecina jakiś latający obiekt. Jeden świst, jeden pizd aluminium o ziemie. To sam Wielki Konstruktor! Jego styl - wysoko, daleko, mocno o ziemie. Lokalesi dają totalny pokaz jazdy. Co drugi skok zamykane amory, triki wymiatane na Wielkiej Bercie, na każdej prostej piec (czyt. "full pyta na maxa"). Potem wiatr zawiewa mnie jeszcze na Orawę. Kilkadziesiąt kilometrów i kilka godzin później staję na Hali Śmietanowej (1298m) 19.55, ostatnie uśmiechy słońca, które zaraz schowa się za morzem gór. Pora zawijać się w dół. Ponad 6kilometrów urozmaiconego zjazdu. Zmęczenie od przedzierania się przez wiatrołomy na Policy i zmęczenie całodziennym słońcem nie upośledzają funu na zjeździe. 21min05sek i ląduje pod kościołem w Zawoi. Miodny zjazd w tonącą w mgiełkach dolinę..Sebas |