2005-07-09 Szczebel Trasa Dystans 8km
|
Technika Widoki |
W krainie tysiąca i jednej mgły Przełęcz Glisne, pół godziny po ulewie. Ruszamy w górę z nadzieją, że przez najbliższe 3-4h ominie nas rześki górski prysznic. Jeśli nadzieja jest matką głupich, to my jesteśmy co najmniej skrajnie naiwni. Północna ściana Szczebla zamienia się w ścianę mgieł. Widoczność momentami skraca się do -nastu metrów. Zanurzamy się w lesie spowitym mgłą i lawirujemy wąską linią, spadającą przez następne 2 kilometry stromym zboczem w kierunku Małego Szczebla i Zimnej Dziury, a potem nad brzeg Raby. Jazda tym technicznym szlakiem w gęstym mleku ma genialny klimat. Poślizgi kontrolowane i niekontrolowane przeplatają się co kilkanaście sekund (w moim przypadku całą większość stanowią te drugie). Znany nam świetnie szlak zamienia się w lśniącą deszczem i zdradliwie śliską jak skóra wijącego się węża ścieżkę. Idą gleby. Na Małym Szczeblu mgła na chwile rozpływa się, ale kilkaset metrów niżej las znów zakrywa gęsty płaszcz mgieł. Na chwilę zamieniamy się sprzętami i na własnej skórze przekonuje się ile jest wart tegoroczny Manitou SWINGER 6WAY. Na dole kilka restowych oddechów i ruszamy w górę. Po 20minutach z nieba zaczynają się lać hektolitry wody. Ścieżką płyną wąskie nitki wody, które za około godzinę przybiorą na południowych stokach formę wartkich strumieni. Zwalczamy górę z mozołem. W końcu szczyt. Szczebel po raz drugi. Zawiewa lekkim chlodem. Z mgieł wyłaniają się wierzchołki sąsiednich szczytów. Teraz w dół na Glisne rzeczoną rzeczką powstałą na szlaku po deszczu. Kompletna rzeźnia, ale po to tu właściwie przybyliśmy... Sebas Water disorder - inne spojzenie na Szczebel Deszczyk byl jak sie pakowalismy znaczy się jak zabierałem Seba, w Myślenicach jeszcze lepiej zlewa, potem nawet bezdeszczowo ale mgliście widoczność na jakies 10-15 metrów. Szczebel jest ale w dupie nie mówiąc już o Luboniu, a jedyne co widać to ciemne chmury i mgłę. Atak na szczebel, toniemy w wielowarstwowych mgłach, na szczycie super klimat jak z lasu scherwood. No i dajemy czarnym w dól jest mega super zajebiscie slisko ale bardzo fajnie - testuje mój nowy sprzęcik 6way rulezzzzz !!! - to jest inny rower, inna bajka aż ciężko uwieżyć. Kończy sie czarny a Ja, Sebas i Tanika dalej mamy ochotę coś zrobić. Podejście ciągnie się jak smórd po gaciach, mala niespodzianka wychodząc na polanke okazuje się że już nie pada hura !!! niestety w lesie dalej napierdala ale już coraz słabiej. Wreszczie szczyt wkurw.... mija wychodzi słonko no i szykujemy się na zjazd, Tanika zaczyna świrować ona chyba nigdy się nie męczy. OK ruszamy na początku bardzo fajnie - slisko ale spoko, potem coś zaczynam zauważać małe strużki wody na trasie potem te stróżki przemieniają się w małe strumyczki wypłaszczenie Sebas się gdzieś zgubił albo ciut za szybko jechałem ;) NO i druga część, dziwnym trafem te małe strumyczki tutaj przeobrażają się kurwa w całkiem niezłą rzeczkę pędzącą sierodkiem szlaku, walczymy na bandach ale nie zawsze się to udaję wieć raz po raz lądujemy centralnie w potoku płynącym po szlaku, Sebas przepada już całkowicei, Tanika powoli już ma dość a ja całkowicie przxmoczony przestaje się już przejmować i napir...... w dół to rzeką to szlakiem Tak czy inaczej na dole czekam calkiem niezlą chwile na Seba, okazuje się że zdecydował się zjechać prawdziwym zielonym który schodzi trochę niżej niż przełęcz (o szczegóły prosze pytać Seba) Kolega Sebas jest równie suchy jak ja, ale o dziwo tym razem ma coś do przebrania i to tyle, bylo miło no może za mokro. ADam
|