2005-09-27 Vielky Choć (Słowacja/Góry Choczańskie) Trasa Dystans ???km Uczestnicy |
Technika Widoki |
Velky Choc, velka jizda vertikalna Góra Velky Chocz... Femme Fatale mojego mt bikerskiego życiorysu. Dwukrotnie stałem pod nią z irytacją, kiedy pogoda broniła skutecznie dostępu do tego piramidalnego szczytu. Dopiero po 2 latach, w ubiegłym sezonie grupa szturmowa G3R zdobyła szczyt, choć i wtedy oczywiście nie mogło się obyć bez heroicznych poświęceń. Teraz mając bazę w leżacej tuż u jej stóp Liskovej, ruszyłem jej na spotkanie. Próba numer cztery. Początek to błyskawiczny podjazd na przełęcz pod Prednim Chocem (poniżej 2h). Dalej równie szybko docieram na drugą przełęcz. Stąd jednak wydarcie Chocowi ostatnich 300m to ciężka sprawa. Przed 15tą staję na wierzchołku Velkeho Choca (1607m), widoki zaczynają chować się pod chmurami, ba, widocznośc zaczyna spadać do kilkudziesiąciu metrów. Pytanie, które mnie nurtuje to, którędy zjechać w dół. Czekam na ewentualną podpowiedź pogody, ale ta nie nadchodzi. Wierząc więc w to, że z tych groźnych pozornie chmur, deszczu nie będzie, decyduję się na zjazd najstromszym zboczem Choca, na Sedlo Vraca. Amen. Zaczynam ześlizgiwać przez skałki, wąską scieżką wyciętą pomiędzy kosodrzewiną. W tym terenie nie ma miejsca na luz psychiczny, jedzie się powoli, a mimo to, nie mozna być pewnym czy za następnym zakrętem nie zaliczy się dzwonu. O wilku mowa.... Za bardzo spinam sie psychicznie i to co było do pokonania - pokonuje mnie. Dzwon. Wracam do góry, próbuję jeszcze raz, łapię rytm, ale techniczne zakręty po skałkach wyrzucają mnie w kossówkę, mimo to jedzie się "vibornie". Adrenalina. Na przełęczy Vraca dopada mnie zjazdowa euforia.
|