2005-09-28 Sokolie (Słowacja/Małą Fatra) Trasa Dystans ???km Uczestnicy |
Technika Widoki |
Droga sokolich gniazd Dzień czwarty. Dzień po Choczu to dla mnie lizanie ran. Skasowane kolano ledwie się zgina. Nadgarstek ma się lepiej niż wieczorem, ale też nie rewelacja. Mimo to decydujemy się na jeszcze jedna trasę. Trasę Sokolimi Turniami. Już na mapie wygląda niemientko. Skały, stromo spadające poziomice. Dolina Vratna Dlatego wybór pada na Sokolie. Gdzie sokoły maja gniazda, tam teren niedostępny, wie każdy małolat. Zabezpieczając się więc ewentualną łatwiejszą opcją zjazdu ruszamy bez zawahania do góry. Wznosimy się nad Vratną. Systematycznie zdobywamy wysokośc, aż w końcu niedaleko pod przełęczą toniemy we mgle [przy okazji quiz: jaka jest najczęściej spotykana nazwa przełęczy w górach? Odp.: Przysłop, na Slowacji i Czechach , Prislop hehe]. Mgle absolutnej. Stoki Sokolia, lasy tonące we mgle to po Kriznej następny moment magii na tym wyjeździe. Towarzyszy mi przegłęboka nieświadomość realnego bytu, zapominam o kontuzjowanym kolanie, o wszystkim. Z tego snu na jawie wyrwę się dopiero za 2-3 godziny kiedy będziemy zbierać się niestety do Polski. Na grani rozpoczynają się singletracki wiodące wśród skał. Na jednej ze skalnych półek przebija się kapitalna panoramka na dolinę. Pogoda być może jest daleka od perfekcyjnej, ale dzieki mgłom góry zyskują powagi i groźnego wyrazu. Stajemy na szczycie Sokolia (1173m npm) i stamtąd techniczną ścieżką jedziemy kilka kilometrów w dół. Dzięki spotkanym na szlaku Deutschom dowiadujemy się, że planowana linia zjazdu niebieskim szlakiem jest nie do pokonania na biku, wysokie skalne progi na większości zjazdu, drabinki i schody. Na szczęscie więc nie pakujemy się w niebieski szlak i na małym siodełku odbijamy zielonym szlakiem do doliny. Zielony co prawda w opinii niemieckich turisten też jest za stromy do pokonania, ale okazuje się, że zataczajaca zygzaki ścieżka zejdzie do doliny dość delikatnie. Na górze ostry test na zdolność utrzymywania odpowiedniego momentum, przetaczamy się przez dziwną mieszankę korzenno-kamienną, dzikim tańcem ześlizgując się z omszałych głazów. Dalej, wetnie nam na chwilę szlak, a potem ruszymy w dół dość łatwą ścieżką na której będzie kilka technicznych zakrętów zmuszających do maksimum technicznego wysiłku [po jednym zaliczę dziewiątą glebę wyjazdu, na szczęscie tylko jedna z nich była treściwa]. |