2006-05-28 Luboń Trasa Dystans ???km
|
Technika Widoki |
Na piętra gór, na ciemny bór, zasłony spadły sine... Późno. 14.40. Wyskakuję z pociągu. Chabówka, Rabka, Rabka Zaryte, początek żółtego szlaku na Luboń. Ma być szybka sprinterska trasa przez Luboń i Szczebel, potem Kraków. Pogoda ostra. Na niebie ciężki ołów, chmury nasączone wodą pękają nad kolejnymi pasmami. Zaczyna lekko siąpić..
Pod górę sprawy toczą sie dobrze, wąska dróżka, nachylenie w ramach możliwości, przyjemne techniczne "myki" w postaci mokrych korzeni, nad którymi trzeba w specyficzny sposób czujnie przepełzać. Napędowy Special. Twin Evil 2.2" ma tutaj swoje Waterloo, to nie jest opona na mokre, kamienno-korzenne szlaki, "grzeczny" bieżnik pomimo różnych technik podjeżdżania co kilka chwil łapie poślizgi, ciężko utrzymać rytm jazdy. W końcu deszcz ustaje. Zza ściany parujących mgiełek zaczyna wyłaniać się Perć Borkowskiego. Naprawdę mocna rzecz. Przez chwilę zapominam, że jestem w Beskidach pod szczytem ledwie przekraczającym 1000m npm, czuję się tu jak w Tatrach. Olbrzymie kamienne rumowisko i gdzieś jego środkiem biegnie zółty szlak. Przedzieranie się do góry robi się upierdliwe. Potencjalna linia zjazdu 'diretissimą' przez główny fragment rumowiska wygląda NIEPRZEJEZDNIE. Jak ktoś tamtędy zjedzie stawiam kontener bronka. Zakład obowiązuje od tej chwili :) Niektóre odcinki, najczystsza odmiana wertykalnego hardcoru, ale do zrobienia. Udaje mi się potoczyć fragment, ale w deszczu skała nie wykazuje praktycznie oznak tarcia. Zastanawiam się jak to będzie wyglądać "na sucho". W klimatycznych leśnych mgłach wtaczam się na szczyt Lubonia (1022m), na południu chmury i mgły, na północ ładnie przewiane niebo i wyraziste sylwety Szczebla, Lubogoszczy. Zrywa sie wiatr więc długo na szczycie nie zabawiam. W dół czerwonym szlakiem na Glisne. Klasyk Wyspowego. W strugach wody spływającej szlakiem, na pierwszym przełamaniu szybko zaliczam dzwon po kilkudziesieciometrowej próbie zatrzymania pojazdu. Zanim ochłonę, rodeo na skałce i takim popierniczonym systemem awaryjnego targania integralem po krzakach, ocieraniem się o drzewa i niestylowymi podpórkami zjeżdżam na Glisne. Nawet w grudniowym mokrym śniegu nie było tutaj prawdopodobnie tak ciężko. Decyzję o jeździe na Szczebel odwołuje za mnie pogoda. Kolejna zlewa z nieba. W kilogramach błota, kompletnie przemoczony odjeżdżam w kierunku Kraka. Defekt dampera, pada przednia piasta, tak blinasuje się krótki zjazd czerwonym szlakiem. Potem jeszcze kilkakrotnie pogoda się zmienia, ale wieczór zamyka piękne słońce nad horyzontem jak gdyby nigdy nic.
|