2006-07-02 Maly Krivan (Słowacja/Mała Fatra) Trasa Dystans 18km Uczestnicy |
Technika Widoki |
Singletrackowe opium Singletrack. Magiczne Słowo wywołujące dziką radość na twarzy każdego moutain bikera. Singletrack wiodący lasami, ześlizgujący się kamienistą granią albo przecinający szerokie hale zawieszone gdzieś wysoko nad dolinami... marzenie. ...a marzenia czasem się spełniają. 1670m npm. Wierzchołek Małego Krivania. Po horyzoncie rozlewają się szczyty, 360 stopni dookoła jak morskie fale przepływają kolejne pasma, Kysucke Beskidy, Sulovske Vrchy, Lucianska Fatra, Velka Fatra, Chocske Vrchy, Nizke Tatry, do absolutu brakuje tylko Tatr Wysokich schowanych tym razem w chmurach. Granią na Sedlo Priehyb (1462m npm) ześlizguje się biała, wąska nitka singletracka przecinająca agresywnie zielone fatrzańskie hale. Dopinamy klamry plecaków, ostatnie tuningowe poprawki hamulców i nurkujemy w dół. Poezja. Po prawej stronie tylko kilka metrów od linii zjazdu rzuca się w przepaść zachodnie zbocze Małego Krivania - Pripor, którym zjazd na przypał (tzw. wild freeride) zaproponował Adaś. Ani teraz, ani nigdy! Dopiero z bliska widać, że nachylenie tego stoku jest fikcyjne i chyba równie dobrze można by próbować zjazdów w rejonie Kazalnicy Mięguszowieckiej.. Ale płyniemy dalej w dół. Skałki potęgują frajdę. Pierwszy skalny odcinek nie nastręcza problemów, przy drugim zatrzymujemy się. Wariant z minięciem skalnego cypla na skraju grani podnosi pulsik, nikt się oczywiście nie przyznaje, że ta krótka sekcja wybierała psychę (twardziele), ale gdyby się komuś podwinęło koło, nur na skróty do doliny trwałby tylko kilka rwanych oddechów. Dalej moment chłosty po buźkach w wąskim tunelu kosodrzewin. Harat! Tunel wije się eskami i wystrzeliwuje nas na kolejny krótki odcinek skałek - rodeo - po którym następuje już tylko lufa w dół z na przełęcz. Big Mountain Freeride jak nazywają to za oceanem. Ten fragment zjazdu z Krivania do przełęczy napakowany po prostu do oporu atrakcjami, intensywna jazda, rewelacja. Widoki gromią zmysły. Zielone hale, kontrastujące z nimi delikatnie błękitne niebo, wyobraźnia szkicuje linie zjazdów na dziko do Sucianskiej Doliny. Propozycja padła i będzie to kiedyś trzeba uskutecznić. Tym razem z Sedla Priehyb odbijamy w niebieski szlak, który kapitalnie płynie sobie odnogą głównej grani wysoko ponad dolinami. Coraz niżej wiszące nad horyzontem słońce zaczyna fajnie ubarwiać hale. Ciąg dalszy niebiańskiego singielka, który wywija zygzaki, by za chwilę przeciąć przepiękną halę, zanurkować w las. Ścieżka przyspiesza, to znów lądujemy na technicznych sekcjach. Na Prislopku bilans zamykamy kilkoma kontrolowanymi (mniej więcej) glebami. 1140m npm, do Krasnianów wciąż kawałek drogi, 700m spadku pionowego, do tej pory przewinęliśmy już 500m. Chwilo trwaj! Dolna część zjazdu niezgorsza. Znów trochę technicznych fragmentów, dwukrotnie teren wymusza niewielkie piwoty na przednim kole, co w polskich górach zdarza się raz na ruski rok, a tutaj trzeba być gotowym na nonstopie. Albo przewóz. Końcówka to już banalna szpula szeroką drogą z Doliny Kur do Krasnianów, wieczorny wiaterek indukowany pędem turlikających się naszych maszyn orzeźwia po kilku godzinach wnoszenia sprzętu na szczyt (warto było!), a potem długim, kapitalnym zjeździe. 1000metrów spadku pionowego samego singletracka - ze szczytu M.Kirvania 1670m do początku szerokiej drogi 700m npm, długość około 5km - jak ktoś ma na moment dość kamiennej rzeźni w Beskidach i szuka singletrackowego katharsis... Sebas
|