Oxygenium.pl

Strefa Outdooru

Outdoor Adventure

Trzy Żywioły Outdooru

Frower Power

Dwukołowe lewitacje

Skala Trudności G3R



Sporty przestrzenne


Nurkowanie
Zakrzówek


Trail Marathon
Mogielica


Snowboard
Kasprowy


Snowboard
Tatry Zach. SKvs.PL


Adventure Racing
Rajd 360 - Beskid Śląski


Winter Treking
Tatry Zachodnie


Trailrunning
Tatry Zachodnie SK


Treking
Góra Cyc - Góry Atbaj


Nurkowanie | Freediving
Morze Czerwone


Treking
Gebel St Katrin - Synaj


Wyprawa wspinaczkowa
Pakistan 2008


G3R Wallpapers
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Tapety pulpitu



Panoramy
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Zobacz galerie górskich panoram



Panoramy 360°
Szymoszkowa FR
Big Berta
| Kładki



Filmiki
(kliknij prawym i użyj funkcji "Zapisz element docelowy jako...")

2008-00-30
Vlk. Choc [24.3MB]
2008-00-30
Szczebel [6.6MB]


Top Secret


Beskid Zywiecki
2006-09-30
Salatin (Słowacja/Niżkie Tatry)

Trasa
Ludrova (560) - (czerw.) - Salatin (1630) - (ziel.) - Sedlo pod Malym Salatinem - (ziel.) - Ludrova
Dystans 22km
Przewyższenie 1250m

zobacz mapę

Uczestnicy
Sebas, Adaś, Junior

Technika
Widoki

Niegrzeczni Chłopcy

"Wiara czyni cuda", na tym powiedzeniu bazowal chyba Junior(?) rzucając na stół - zapomniany od 2003 roku - projekt trasy na Salatin w październiku. Z wyliczeń międzyczasów wynikało, że nawet jeślibyśmy przemieszczali się idealnie wg. planów i tak skończylibyśmy trasę o/tuż po zmroku. Zamiast wiary w cuda wziąłem czołówkę, compadres nie podzielali mojego pesymizmu, więc ich czołówki zostały w samochodzie, zamiast nich zabrali małe lampioniki nadziei (latareczki heh)..

Początek podjazdu Doliną Ludrovską spokojny, w równym tempie (avs 13km/h) i na wstępie mamy nadrobione około 30-40minut w stosunku do znaków na szlakach, szybka wspinka z 560m npm na 915m npm i nawet powiało optymizmem. Dalej też całkiem nieźle i na wysokości 1300m npm meldujemy się w niezłym stanie i czasie. Szczyt Salatina (1630m) jednym wydaje się być już na wyciągnięcie ręki (Junior huraoptymista ;), innym dość odległy (ja realista czyli pesymista -ponoć to jedno i to samo). Chwila relaksu na arcystromej łące z widokiem na główną grań Nizkich Tatr, zachodnie kotły Chabenca, rozświetloną Velką Chochulę i zaczyna się...  Ostatnie 300metrów przewyższenia....

Nachylenie tego ostatniego odcinka nie było zaskoczeniem, z poziomic na mapie wyliczylismy sobie jakieś 25% średniego nachylenia od koty 915m do szczytu, czyli sama końcowka mogła mieć szacunkowo 35-40%. Niby byliśmy na to gotowi, że partie podszczytowe mogą nam zedrzeć psychę, ale nie przewidzieliśmy parszywych wąskich tunelików z kosodrzewin (zero szans nawet na niesienie roweru na plecach, wszechobecne zahaczające o rower gałęzie), skalnych stopni i upierdliwie usypujących się fragmentów ścieżek. Próbowaliśmy różnych taktyk, znalezienie skutecznej wydawało się fikcją, aż w końcu Adaś rozkminił "Niesienie Roweru Dolną Rurą Ramy na Barku". Niestety byłem wtedy gdzieś w gęstwinie cieknących żywicą kosówek i uskuteczniałem strategię znanego łojanta wspinaczkowego Gesa - "prawdziwa siła techniki się nie boi", co się skończyło rozdartymi doszczętnie gaciami, pociętymi nogami i wykręconym nadgarstkiem w kierunku, w którym się teoretycznie nie zgina.

Nie mam pojęcia ile zabrało nam wdzieranie się na szczyt Salatina z tej łąki, ale z deczka nas "zatrzymało". Junior nudził się najmniej zaliczając trochę więcej atrakcji i spadając sobie kilka metrów w dół na skałce (jak ktoś lubi..). Odcinek nagradzamy kilkudziesięcioma wyrazami na "ku".

Na szczycie Salatina (1630m) całkiem ciepło jak na początek października, 13-14C i przyjemne słońce. Powoli zbieramy się do kupy. Czas niestety nie najlepszy (ponad godzinne opóźnienie), po szybkim wpisie do księgi wejść(wdymań) szczytowych ruszamy w dół. Tak przynajmniej nam się wydaje. Początek zjazdu genialny, śliska, błotnista ścieżka wiodąca po skałkach, stromo i technicznie. Zachowujemy bezpieczne odległości, ale ponieważ widzę, że Adam rusza ostro w dół, też odpuszczam heble. W momencie okazuje się, że MR8 po prostu starcił panowanie nad sprzętem i przycina w dół na chybił trafił. W takich momentach nie ma czegoś takiego jak hamowanie i doświadczony górski glebołap wie, że pozostaje mu wbicie się w boczną ścianę szlaku. Widzę to, ale czuje bezsilność, hamulce zaciśnięte na maxa a ja płynę w dół i ląduję przednim kółkiem w d**** Adasia. Raczej jest mało szczęśliwy z tego powodu. W każdym razie górny odcinek dreszczowy, ale klasą błyszczy Junior czarując na masywnych korzeniach. Coś jednak nie tak jest z tym zjazdem bo zaczyna się trawers, potem noszenie rowerów przez spore korzenie.  Tam już czuje, że będzie grubo. Odcinek Salatin -Maly Salatin znakowany na mapie jako zjazd okazuje się być korzenną rzeźnią góra-dół, zamiast 30minut pieszych (czyli szacunkowo 7-10minut DH) przedzieramy się przez ten fragment 50minut i jesteśmy ugotowani.

Na Malym Salatinie podziwiamy zachód słońca na tle Wielkiej Fatry. Poezja! Ale jesteśmy udupieni na 1400m npm, a godzina 18.40... o tej porze mieliśmy być przy samochodzie. Od Małego Salatina zaczyna się kawał świetnego singletracka, czysta magia, ale robimy go już przy ostatnich rachitycznych odblaskach dnia. W półmroku zaliczamy kolejny niewielki szczycik (skąd on sie tutaj wziął?). Chwilę przed zapadnięciem ciemności zakładamy oświetlenie i dalej to w dół, to trawers, to lekko w górę. Jazda singletrackami trochę jak loteria.

Zapadają zupełne ciemności i niespodziewanie zaczyna się Nite Ride (niespodziewanie jak dla kogo ;). Sceneria rulująca, z księżycem wiszącym nad Salatinem, ale trzeba się koncentrować na jeździe, bo nic nie jest oczywiste, drzewa, gałęzie, doły na szlaku czyhają na frajerów.

Po drodze dwa kluczowe fragmenty nawigacyjne z odbijającym szlakiem, ale perfekcyjnie się w nie wstrzeliwujemy (na farta). Nie jest łatwo namierzyć w nocy szlak, szczególnie podczas jazdy, gdzie trzeba koncentrować się na i tak słabo widocznym podłożu. Przez moment wkrada się odrobina magii czyli widok z pod Krivania (1233m) na światła usypiającego powoli Rużemborka. Las zaczyna żyć symfonią nocnych dźwięków, przez moment zdaje się, że dialoguje sobie ze sobą jakiś misiek w pobliżu. W końcówce zdzieram tarczę i korpus hamulca hamując alu o alu (klocek się starł na amen), a na dole szpula przez kilka minut i o 20.30 jesteśmy w Ludrovej pod samochodem. Najciekawsze odcinki zjazdu - kilka kilo singletracków - zaliczamy niestety w ciemnościach, choć z drugiej strony dawno takiego adwenczer z tak genialnymi klimatami (na fotach zapewne nie wyjdzie ani 50% klimy) nie było..
Salatin nas trochę skarcił, ale na zjaździk z Małego Salatina w mniej anormalnych warunach przyjdzie pora.

Sebas

p.s. A tytułowi "niegrzeczni chłopcy"? To my. Grzeczni chłopcy siedzą w domu, a nie włóczą się po ciemku nocą w górach, gdzie słychać głosy nawołujących się niedźwiedzi...