2006-11-18 Przehyba, Radziejowa, Wlk. Rogacz Trasa Dystans 30km (6km asfalt) Uczestnicy |
Technika Widoki |
Kraina błota i śniegu Miał być Beskid Mały, wylądowaliśmy w Sądeckim u podnóży Prehyby (tu: góralska wymowa). Mały rozstrzał planów, ale czasem improwizacje wychodzą ciekawiej. Było trochę podejrzeń, że możemy potonąć w zaspach, ale to miało się okazać na miejscu, w każdym razie Ojciec Dyrektor Wycieczki (MR8) zapewniał, że sniega niet, trawa rastiot. Podjazd na Prehybę zaczęliśmy ze Szczawnicy szlakiem rowerowym [czarnym]. Klajmbing obfity, 12km. W 99% jest przejezdny w siodełku, co biorąc pod uwagę "średnią beskidzką", gdzie przeważnie nie obywa się bez kilku kilosów holowania sprzętu to naprawdę uphillowe katharsis. Do ideału brakuje mu może kilku technicznych odcinków z korzeniami/kamieniami, ale źle nie jest. Woltę daje w pewnym momencie pogoda, do ok 900m npm mamy 14C i słońce, ale gdzieś niedaleko grani halny nasila się, temperaturka szybko spada i robi się 5C. Od 1000m npm jest też i śnieg, na szczęście wbrew obawom nie upośledza jazdy. Na Prehybie nie wieje. Napiernicza wiatrem. Wbrew logice, krótszy wariant trasy odpuszczamy i kręcimy dalej na Radziejową. Tyle dobrze, że śniegu nawet na wys. 1300m ilości są szczątkowe. Aura ciężka do określenia. Mocny halny (a widział ktoś słaby halny?), zaniesione mgiełkami szczyty, osobliwy widoczek na słowacką część Tatr i jakieś anonimowe dla nas pasma za południową granicą. Ale wciąż śnieg kontrastuje z żywą zielenią i tak do końca trudno powiedzieć co to za pora roku w górach, zijesień, jezima... Z Radziejowej dość ciekawy fragment technicznej jazdy w dół, niestety króciutki, choć takie odcinki mogłyby trwać w nieskończoność. Potem Wielki Rogacz i tutaj zaczyna się jazda. Nawijam Juniora. Po fragmencie, na którym poszliśmy na piecu, pociągnęliśmy we czwórkę mocno ponad 50 dych, spadając z jakiś prożków, podjeżdżam i mówię "Junior co wy tak te hamulce wciskacie?". Hahaha... Łyknął. Ten zjazd z Rogacza do Jaworek pomimo ton błota na swój sposób był genialny. To prawda, że nie ma na nim w ogóle technicznych fragmentów, że najwyżej własną inwencją można wyszukiwać gdzieniegdzie na poboczu jakiś ciekawych fragmentów z uskokami, ale czasem przyjemnie pognać na krechę górskimi halami na piecu, odpuszczając zupełnie klamki (wolność prawdziwa ;) poczuć rozpryski błota na gębie i zbliżenie z niebiosami. Generalnie dominuje mocna lufa bez specjalnego zastanawiania się, hale otwierają co kilka chwil przed gałazami piękne choć surowe pejzaże.. No i końcowka, idziemy na styku klamka w klamkę we trójkę szukając dla siebie optymalnego toru. W końcu MR8 nagle zwalnia w środku kamiennej jatki i pozbawia się szans na miejsce na pudle. Guma. Potem zapytany : Pan Ósemka otrzymuje puchar Ministra R.Giertycha za ten pomysł. Dopingujemy za to kolegę podczas pompowania koła, umilamy sobie czas czytaniem list wyborczych leśników i na koniec pozostaje szpula rakotwórczą nawierzchnią do Szczawnicy. Syte 5h w górkach i jeszcze jedna trasa do kolekcji 2006 z ochotą na może jeszcze choćby jedną.. Sebas |