2006-11-29 Luboń, Szczebel Trasa Dystans ????km (???km asfalt) Uczestnicy |
Technika Widoki |
Ekstraliga ekstremy Z powodu notorycznego przeciążenia kręgosłupa zamiast wybrać się z Beethovenem DH i Loco na Szymoszkową, musiałem opuścić samochód już w Naprawie i ruszyć na coś dla rekonwalescentów. Trasa Luboń-Szczebel wyglądała na mapie całkiem sensownie na ta krótki dzień, ale sens gdzieś ginął w gęstej mgle, przy 3-4 stopniach Ce i podmuchach wiatru. Ale w końcu za 32 dni Sylwester, Beskidy bezśnieżne, nie ma co narzekać. 7km ramieniem Lubonia mija całowicie we mgle, dopiero 50m przed szczytem rozbłyskuje słońce. Szczebel otulony chmurami, wychylający tylko głowę ponad mgielny szal wygląda lux. Na szczycie ciepło, przyjemnie, ale bez rozsiadania się, kieruję się w kierunku żółtego szlaku. Perć Borkowskiego, wykryta przez chłopaków kilka sezonów temu, zalicza się do ekstraligi najcięższych technicznie zjazdów i subiektywnie (sądząc po liczbie gleb), wraz ze zjazdem z Wielkiego Chocza do Doliny Jastrzębiej są to chyba dwa najcięższe z wyeksplorowanych przez nas zjazdów w PL/SK . W "naszej" części Beskidów być może równać się z nim mogłaby babiogórska Perć Akademików, ale b.trudno oceniać PA, znam ją tylko człapania w śniegu na butach, a wiadomo, że perspektywa kokpitu potrafi diametralnie zmienić percepcję terenu (na butach papieru toaletowego nie potrzeba, na biku zdarza się). Kluczowe techniczne odcinki Perci Borkowskiego mają łącznie dł. ok. 500metrów, ale to wystarczy żeby obnażyć techniczne niedostatki i sharatać psychę. Początek żółtego szlaku zaczyna się krótką sekwencją korzeni (warto trzymać się prawej strony szlaku - najciekawej) i rozgrzewką po głazach. Po 100m dociera się do ciekawych skałek nazwanych z tatrzańska, Dziurawymi Turniami, zwiastującymi wjazd do skalnych ogrodów. Dziś warunki na tym odcinku idealne, kamienie podsuszone słońcem. Niestety nie znając przebiegu szlaku raczej ciężko jest się wstrzelić bezbłędnie w ścieżkę, ale wariantów przejazdów jest kilka. Na wejściu zaliczam typowe dla tego miejsca zawiśnięcie na zębach korby na progu, potem przyjemne płyty z ciasnym odbiciem w lewo i pierwsze noszenie (trzeba się przyzwyczajać). Zaraz po tym najciekawszy chyba fragment perci - najciekawszy, bo możliwy do wymykania, ale trudności DUŻE. Nieregularne głazy blokują, spychają ze ścieżki, zawieszenie czka, dławiąc się kamyczkami. Wychodzą na jaw technologiczne ( i nie tylko of koz) organiczenia, zaciśnięte heble usztywniają w jednozawiasowcach tył [wuj brake jack], także trzeba wspomagać się dynamicznym przenoszeniem środka ciężkości, żeby nie wytracić i tak mizernego w tym terenie momentu pędu. Zaliczam kilka wymuszonych przez teren stopów, powtórki kilku miejscówek ida trochę lepiej. I w końcu gołoborza przypominające do znudzenia tatrzańskie rumowiska skalne, na których można się miejscami spróbować z ciekawym terenem, ale walka jest bardzo nierówna. Dolna część gołoborza ma dodatkowo chore nastromienie, także można sobie zrobić spacerek z bikiem na plecach albo poszukać łatwiejszych wariantów-objazdów. Potem szlak odpuszcza, singielek płynnie przepływa po małych kamieniach, nurkuję nim z powrotem we mgłach. Natychmiast na głazach kładzie się wilgoć i szybko daję się wystrzelić przez kierę. Czyściutkie OTB, nie ma szans na reakcję. Sekunda lotu przyjemnie, prosto na niewielkie choinki, niestety bike spada na mnie. Leci kilka pań lekkich obyczajów. Na dole w Rabce ponuro, ale bardzo ciekawie, Gorce toną jesiennie we mgłach. Taki urok końca listopada w Beskidach. Ścieram kołami asfalt do Mszany Dln, potem odbijam na czarny szlak wiodacy na szczyt Szczebla, czas niestety ucieka szybciej niz ja łykam kilometry. O 15 jestem gdzieś nad Amboną. Ściemnia się, więc odbijam w dół. Honorna i WILGOTNA Ambona (niestety akurat wilgotna Ambona nie wróży niczego dobrego) kładzie mnie 3 razy na podłogę w finalnej rynnie. Za czwartym razem jestem poniekąd górą, wisząc za bikiem docieram na dół, ale styl skrajnie "nieczysty" w rozumieniu naszego wewnętrznego kodeksu FR. Dwie podpóry i kolejna próba czystego zaliczenia Ambony z głowy. Może zimą? Sebas |