2007-11 Teneryfa Trasa Uczestnicy |
Technika Widoki |
Krótki wypad na plażę W koncu udalo sie wsiasc dzisiaj na rower, plan byl bardzo lightowy - z 600 m npm zjechac na ponizej polozona plaze, poczuc pod kolami powulkaniczna teneryfe i przy dobrej pogodzie zakosztowac przyjemnego niezbyt trudnego zjazdu. o 11 tutejszego czasu wypadkowalismy sie z wypozyczonej kia cerato, chwile musielismy odpoczac po jezdzie tutejszymi drogami - alpejskie serpentyny, to wprawka, bo tutaj jest duzo stromiej i czesto ciasniej. zaczal sie zjazd, poczatkowo wybrukowana droga, az do tabliczki ze baranco de masca (czyli plazy) az trzy godziny. skojarzylem w tym momencie jakis opis, ze trasa jest dla wprawnych turystow i z mniejszym politowaniem zaczalem oceniac turystow w butach gorskich i kijkami. pierwszych 5m juz nie zjechalem, bo nie chcialem ryzykowac, a tez bardzo dlugo nie jezdzilem na foesie w terenie i przod dziwinie zapadniety mi sie wydawal. potem krete serpentyny, poprzekladane drewnianymi belkami/schodami, plytami kamiennymi. wszystko w krajobrazie palm, kaktusow, w wiekszosci strawionych przez jakis solidny pozar. kamienne schody, z piwotem pod koniec, plyty skalne wyprowadzajace naiwnych rowerzystow w przepasc i.... przepalony most nad stromym korytem rzeczki. tu tez zrozumialem, dlaczego pare osob na mnie krzyczalo na poczatku zjazdu (pewnie chcac zebym zawrocil, wiec nie nawiazywalem z nimi kontaktu :-) kilka metrow pionowej skaly i zrzucona lina z wezelkami - z rowerem i slaba prawa reka nie w pelni zrehabilitowana wcale nie takie proste. pozniej troche psychoanalizy, zeby Gosia tez zeszla i juz jestesmy na szlaku po drugiej stronie. poczatkowo przyjemna zjazda choc spora ekspozycja i trudnosci - 5/6 gwiazdek, czesc miejscowek odpuszczam, choc jedzie mi sie coraz lepiej. kilka oblednych plyt/formacji skalnych, waziutkich sciezek, ktore lekko oszukujac przejezdzam i docieramy do doliny (tzw. Schlucht) - plyta kamienna, po lewej kilka dobrych metrow powietrza, skret...teraz na pionowych skalkach przydalaby sie odwaga, zeby zrobic piwota, zjechac w dol i ostatni metr zeskoczyc. pozniej juz coraz gorzej z przejezdnoscia, choc czesc trasy bardzo ciekawa i niepowtarzalna ze wzgledu na otoczenie pionowych kilkuset metrowych scian powulkanicznych, zielonych oczek, palm i jakis innych dziwnych roslin. jacys turyscie wyladowuja sie na mnie, ze mlody i glupi i pcha sie tu z rowerem nie myslac, ze trzeba bedzie wrocic a i tak ponizej ani jeden metr nie jest na 100% przejezdny.. oj wrocic trzeba bedzie, ale walczac ostro i demolujac lekko rower (przerzutka, tarcze, strzaskana oslona korbowodu i pewnie jeszcze pare innych uszkodzen) mozna z 2/3 przejechac. tak jak na Toubkalu kazdy metr jest jednak ciezko zdobyty i to pochlania czas. ostatecznie w ok 2/3 trasy rower laduje w krzakach a my dalej na nogach idziemy dziko krecacym sie przelomem wyczekujac szumu morza. po kolejnej godzinie docieramy do zatoki z mala przystania i kawalkiem plazy - nikogo poza nami nie ma, a plaza ma niepowtarzalny charakter bedac z jednej strony praktycznie zamknieta pionowymi skalami z ktorych splywa w dol mgla. morze ma ok 20C ale fale sa duze, kamieni sporo, wiec nie kusimy licha. podejscie do roweru idzie jak z platka. pozniej mordega, robi sie pozno, kamienie, ktore w dol byly w duzej mierze przejezdne, atakuja rower zmuszajac do jego ciaglego noszenia, przestawiania i odblokowywania. brak ruchu w ostatnim czasie daje tez o sobie znac - jednym slowem mordega. robi sie juz szaro, zaczyna padac deszcz, a tu trzeba wytaszczyc rower wciagajac sie na linie i dojsc do auta. Docieramy przemoczeni, ja padniety, juz po zmroku. lightowy wypad na plaze skonczyl sie prawie 8h wedrowka... czy ja kiedys trafie na latwo przejezdna trase rowerowa? pico teide juz sobie odpuscilem, bo to policyjna gora z przepustkami. jak dobrze pojdzie to uderze na wulkan w poblizu teidy i moze w poblizej najwyzszego szczytu hiszpani... pozdrawiam Wojtek |