2008-05-02 Hala Śmietanowa x2 Trasa 2008-05-03 Trasa |
Technika Widoki |
Zawoja Party Mix & Huśtawka Slopestyle Jam I/II W przedłużony majowy weekend postanowiliśmy skorzystać z zaproszenia do górskiej rezydencji świeżo zapoznanego FR-prawnika. W czteroosobowym składzie wybraliśmy się do Zawoi (Junior + 3 Kalwaryjczyków). W piątek rozpoczęliśmy od śmiałego planu zdobycia Policy. Początek był bardzo obiecujący: słońce nad głową, w lesie suchutko, więc podjazd/podejście żółtym na Mosorny poszło nam nadspodziewanie sprawnie. Niestety powyżej nasz plan z Policą okazał się falstartem - drogę wciąż zagradzały sporych rozmiarów pola śnieżne. Zaowocowało to dużą ilością przekleństw i przemoczonymi butami. Na dokładkę Śmietanowa powitała nas deszczem. Zresztą pogoda w tym dniu miała tylko jedną stałą cechę - była zaskakująca. Ledwo zdążyliśmy uciec przed deszczem pod choinki, już świeciło słońce. Dostępu do Policy broniły śnieżne zaspy, więc szykujemy się do spotkania z kultową korzenną rynną na żółtym szlaku. Start mamy wprost ze śniegu i nastawiamy się już na śniegowo-błotny HC, a tu pod kołami pojawiają się prawie suche korzonki. Odrobinę błota zaczaiło się jedynie na samym końcu rynny. Po zjeździe mam jednak denerwujące uczucie, że przedawkowałem hamulce. Chcąc jak najszybciej odegrać się na nowym zjeździe i ominąć śnieg, zarządzam podejście rynną z powrotem. Reszta ekipy orzeka, że zwariowałem, ale ulega mojej perswazji. Po 20 minutach mozolnego tachania rowerów jesteśmy na odbiciu niebieskiego szlaku. Stamtąd tradycyjny już zjazd do centrum Zawoi. Tym razem ciśniemy w dół na maksa. Najbardziej adrenalinogennym fragmentem trasy okazuje się zdemolowana droga z kamiennymi progami. Po wybiciu z nich trzeba szukać lądowiska z powietrza, bo wcześniej go nie widać. Niestety zamiast niego są tylko kamole i głębokie koleiny - kontakt z ziemią jest dramatyczny. Chwilę później gubimy Pucka, który popada w DH-amok. Zaliczamy odrealniony zjazd w czasie gradobicia - abstrakcyjne białe kuleczki śmigają przed oczami i grzechocą o kask (Jarek zasuwa bez okularów - auaa!). Na dole wraca słońce, a my zmieniamy ciuchy i jedziemy do hacjendy Rafała. Na miejscu okazuje się, że dość liczna, młodociana publiczność z niecierpliwością wyczekuje wizyty bandy dzikich DH-menów. Niewiadomo kto rozpuścił takie plotki, ale przecież nie możemy rozczarować dzieciaków (cytat: "Wujku, będzie wujek z tego skakał?"). Stwierdzamy, że piwko nie zając i wyciągamy ubłocone rowery z samochodów. Tak oto rozpoczął się I Slopstyle Jam Pod Huśtawką. Już podczas pierwszej edycji dopisało spore grono fotoreporterów, którzy uwiecznili nasze popisy. Jam zwieńczony został grillo-biesiadą i chmielo-nawadnianiem zawodników. Pogoda także łapie luz i prezentuje nam przepiękną tęczę. Wieczór zakończyliśmy seansem filmów freeridowych, czyli Super T w roli dobranocki. I to byłoby na tyle, gdyby niespodziewanie dla mnie nie nastąpił dzień drugi. W planach miałem powrót do domu jeszcze w piątek, ale jakoś mi nie wyszło. Za to z Jarkiem wrócił mój rower i . dostałem na sobotę zastępczy sprzęt, chwilowo opuszczony przez kontuzjowanego kolegę (Rav brakowało nam ciebie!!!). Po rozleniwionym poranku zapadła decyzja o ataku na Mędralową. W rozbudowanym składzie sześciu chłopa wyruszyliśmy w sam raz, żeby załapać się na początek deszczu. Siedząc pod przeciekającymi świerkami byliśmy już bliscy kapitulacji. Deszcz w końcu odpuścił a my zostaliśmy nagrodzeni mistycznym podjazdem na Mędralową poprzez dymiący las okraszony promieniami słońca. Za szczytem próbujemy jechać kawałek granicznym szlakiem w stronę Korbielowa, ale drogę blokuje śnieg. Żeby go ominąć, zaliczamy króciutki lecz klimatyczny FR po pustym lesie pozbawionym poszycia. Dalsza część zjazdu biegnie już błotnistą drogą - rozpędzamy się zmieniając powoli kolor ubrań na jednolicie brązowy. Po spotkaniu czarnego szlaku wracamy na Mędralową i zjeżdżamy tym razem w stronę Małej Babiej. Jest to rzadki już okaz niezdemolowanego szlaku z prostą naparzanką w dół. Chłopaki narzekają wprawdzie, że strasznie ślisko, ale ja na glebogryzarce Rava jakoś tego nie zauważam. Zresztą przed nami deser w postaci tajemniczego "Tabakowego Chodnika". Odnajdujemy na nim bogactwo kamieni, powalonych drzew, dołków i stromizn, a wszystko to wygląda zupełnie dziewiczo. Bohaterem zjazdu zostaje Rafał, który w przypływie nadmiernej gościnności rozdał wszystkie rowerki klasy FR i ujeżdżał sprzęt godny flegmatycznego MTB-spacerowicza (na szczęście jakoś przeżył ten eksperyment). Wracamy z wielkimi uśmiechami na zabłoconych mordkach i z marszu aranżujemy II edycję Jamu Pod Huśtawką. Ja odpuszczam bo bez spd-ków mam pietra przed skokami. Hitem staje się synchroniczny zeskok z dropa parami: Junior z Puckiem i Rafał z Kosmą (swoim psem). Zawody trwają do pierwszej gleby. Tym razem również powstaje obszerna fotorelacja, którą można podziwiać w galerii. Pobyt kończymy spałaszowaniem giga-jajecznicy i odgrażamy się, że jeszcze tu wrócimy rozprawić się z pewnym Żukiem. Klaudiusz
|