2008-07-06 Turbacz, Pustak, Turbaczyk Trasa Dystans ??km Uczestnicy |
Technika Widoki |
Sommer Freeride Machen W czwartek "arbeit" uniemożliwił nam dołączenie do wyprawy na Kudłoń. Pozazdrościliśmy jednak chłopakom i w niedzielę postanowiliśmy "macht freeride" w Gorcach. Wprawdzie większy nacisk położyliśmy na podjazdy, ale dzięki temu uzyskaliśmy większą ilość zjazdów. W sumie zaliczyliśmy 3 górki z 3 klimatycznymi zjazdami. Niestety każdy zjazd poprzedza energochłonne zdobywanie wysokości. Dlatego podjazdy zaczęliśmy od podjechania wyciągiem z Koninek na Tobołów. Później nastąpił sprint do schroniska pod Turbaczem. Tempo było spore z powodu gwałtownie rosnącego pod wpływem słońca zapotrzebowania na piwo. Wsuwamy obiadek w schronisku i na deser śmigamy żółtym szlakiem na Borek. Pierwszy tego dnia zjazd już dostarczył nam sporo frajdy, ale następne miały go zdeklasować. Pod kołami przelatują nam spore dywany z korzeni przeplatane mokrymi kamyczkami. Miła odmiana po zrytym koleinami szlaku na Turbacz. Czyżby aby pojeździć obecnie po niezdemolowanym szlaku trzeba łamać zakazy? Z Borka czekała nas wspinaczka na Kudłoń. Połowa naszej ekipy zdecydowała się na podejście, a druga na podjazd. Obiektywnie trudno stwierdzić, która metoda jest lepsza, bo tempo mieliśmy takie same. Po drodze doszło jeszcze do spotkania towarzyskiego z chłopakami z Laskowej. Na Kudłoniu, wrzucamy do kosza morderczy plan atakowania sławetnego zjazdu do Lubomierza i ruszamy czarnym szlakiem w drugą stronę do Koniny Halamy. Ten wariant nie jest tak HC, ale daja masę radochy. Zapomniany przez turystów singieltrack wije się między drzewami i przecina malownicze hale, a wysoka trawa skrywa parę niespodzianek. Najmocniejszym punktem okazuje się zamaskowana w trawie ławeczka z połowy drewnianego bala, która o mało nie urywa mi nogi. Jednak kosmiczny plastik w obudowie pedała daje radę i z ławeczki sypią się drzazgi. Po wylądowaniu w Koninie musieliśmy przeskoczyć jeszcze Turbaczyk, żeby dostać się do samochodów (zabroniłem wracać asfaltem). Tubylcy skierowali nas na jakąś drogę, która po lajtowym początku obrała kurs prosto na szczyt. O podjeździe można było zapomnieć, a podejście i tak nam wykończyło elektrolit w akumulatorach. Za to na szczycie czekały na nas zasłużone (wypocone) nagrody. Po pierwsze śliczna panorama Wyspowego. Po drugie i najważniejsze zjazd zielonym w stronę Koninek, który momentalnie przywrócił nas do życia. Singiel jeszcze bardziej zakręcony niż ten z Kudłonia. Rewelacyjna jazda po zmieniającej się jak kameleon nawierzchni - od trawiastych przecinek po kamienne rynny, a wszystko na wpółdzikie. Na koniec wprawdzie przemienia się w zaasfaltowany żółty szlak, ale przynajmniej ułatwia to nam dowleczenie się do samochodów. Mimo radykalnego skrócenia trasy, plan i tak wykonaliśmy w 100%, czyli konkretnie się wykończyliśmy. Klaudio |