Oxygenium.pl

Strefa Outdooru

Outdoor Adventure

Trzy Żywioły Outdooru

Frower Power

Dwukołowe lewitacje

Skala Trudności G3R



Sporty przestrzenne


Nurkowanie
Zakrzówek


Trail Marathon
Mogielica


Snowboard
Kasprowy


Snowboard
Tatry Zach. SKvs.PL


Adventure Racing
Rajd 360 - Beskid Śląski


Winter Treking
Tatry Zachodnie


Trailrunning
Tatry Zachodnie SK


Treking
Góra Cyc - Góry Atbaj


Nurkowanie | Freediving
Morze Czerwone


Treking
Gebel St Katrin - Synaj


Wyprawa wspinaczkowa
Pakistan 2008


G3R Wallpapers
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Tapety pulpitu



Panoramy
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Zobacz galerie górskich panoram



Panoramy 360°
Szymoszkowa FR
Big Berta
| Kładki



Filmiki
(kliknij prawym i użyj funkcji "Zapisz element docelowy jako...")

2008-00-30
Vlk. Choc [24.3MB]
2008-00-30
Szczebel [6.6MB]


Top Secret


Szwajcaria

Cemetary Bike Park Haloween Party

CZAS
Noc z 31. października na 1. listopada jest bez wątpienia symboliczna. Zazwyczaj wtedy przypominamy sobie o śmierci. Myśl o niej ewidentnie przeszkadza w życiu, więc trzeba ją jakoś oswoić. My postanowiliśmy się z nią trochę podroczyć w typowym dla nas stylu.

POMYSŁ
Chłopaki, jutro w nocy robimy imprezę rowerową na cmentarzu, niech wpada każdy kto jeździł, jeździ lub chciałby jeździć - taki przekaz zaczęliśmy rozsyłać do wszystkich znajomych. Na tłumy nie liczyliśmy, bo czasu na decyzję było niewiele i wątpiliśmy, żeby rodacy skusili się na dziwaczne Halloween. O dziwo nikt z kumpli nie posądził nas o utratę zdrowia psychicznego. Czyżby jeżdżenie po cmentarzu w przednoc Wszystkich Świętych było czymś oczywistym?

MIEJSCÓWKA
Po pierwsze nie po cmentarzu. Tak się akurat złożyło, że w nasze łapki, a raczej pod nasze koła wpadła łąka obok cmentarza. Właściwie to sam właściciel zaatakowany przez rowerową zarazę zaczął coś tam sobie dłubać. Później ktoś mu pomógł, ktoś podsunął jakiś pomysł, ktoś ściągnął koparkę i tak trochę niespodziewanie powstał w Kalwarii "Cemetery Bike Park".

PRETEKST
Po drugie nie chodziło o profanowanie oponami grobów, ani nawet o propagowanie amerykańskiego święta Halloween (które zresztą jest irlandzkie, czyli europejskie). Z jednej strony to miało być otwarcie nowej miejscówki w oprawie nawiązującej do jej nazwy i otoczenia. Z drugiej strony chcieliśmy uczcić koniec sezonu, z którego niektórzy wyszli wprawdzie mocno poobijani, ale zdecydowanie wykpili się śmierci. A jedno i drugie dawało dobry pretekst do zaaplikowania sobie paru promili ;-)

MAGIA
Zaczęło się od tego, że ciepłe afrykańskie powietrze zaczarowało naszą jesienną aurę, co z kolei umożliwiło organizację imprezy plenerowej nie tylko dla rowerowych morsów. Frekwencja zresztą osiągnęła zupełnie magiczny poziom - jeszcze nigdy tylu okolicznych riderów nie spotkało się w jednym miejscu (choć nie do końca w jednym czasie). Dzięki temu mogliśmy popisywać się siłą FR-magii przed też dość liczną nierowerową publiką (w tym również damską - całe 4 egz.!). A najważniejsze, że jakimś cudem nikt się boleśnie nie rozsypał, mimo jazdy po omacku.

JAZDA
Najpierw falstart - zanim zdążyłem przywlec swój rower znajomy kamikaze na sztywniaku rozdziewiczył już nowego dropa i dabla. Jak wreszcie pojawiłem się z rowerem, to znikło słońce. No ale dopiero po zmroku rozkręciliśmy prawdziwy Halloween Bike Jam. Po odpaleniu lamp, pochodni i zniczy, można było mniej więcej ogarnąć teren. Klimat tworzyły jednak niedoświetlone fragmenty trasy, które pozwalały ekstra podbić poziom adrenaliny. Najlepiej do tego nadawał się d(i)abel na skraju parku. Przy przeskoku przez niego z pełną prędkością uderzało się w ścianę absolutnej ciemności. To doznanie miało moc uzależniającą (Pucek wpadł w nałóg na parę godzin). Gdy już okiełznaliśmy ciemności, zabraliśmy się za grupową jazdę po całym parku. Synchronizację mieliśmy kiepską, ale przynajmniej uniknęliśmy kraks. Cała sesja przeciągnęła się ponad wszelkie przewidywania, bo wciąż napływały nowe posiłki. Ostatnia grupa riderów przyszła wyposażona już tylko w szklane bidony zamiast rowerów, więc koniecznie musieliśmy im jeszcze pokazać, co stracili: ciemną stronę FR.

BALANGA
Wreszcie ok. 21 porzuciliśmy rowery i zabraliśmy się za konsumpcję kiełbasy i uzupełnianie płynów. Rozpoczęła się część towarzysko-gastronomiczna (dla nas, bo bezrowerowcy balangowali od samego początku). W dobrym tonie było zabranie głosu w licznych dysputach rowerowych, np. udowadnianie wyższości jednego (własnego) sprzętu nad innym (cudzym) lub przytaczanie rowerowych przygód specjalnie podrasowanych do poziomu zamarzania krwi w żyłach. Wiadomo, że w takiej atmosferze czas szybko płynie i ranek zaskoczył nas jakoś wyjątkowo wcześnie. Powrót do domu był trochę na zombiego, czyli Halloween po słowiańsku.

LICZBY
9 rowerów, 6 skoczni, ponad 4 skrzynki izotoników chmielowych, 40 zniczy, 5 pochodni, 1 ognisko, 4 przedłużacze, 2 aparaty, 1 kamera, 2 psy, rozpiętość wieku uczestników ponad 50 lat, ilość uczestników niepoliczalna, 0 trupów (a jeśli nawet to wszyscy ożyli). Tak naprawdę te liczby niewiele mówią o tym, co wydarzyło się tej nocy pod kalwaryjskim cmentarzem.

Klaudiusz