Oxygenium.pl

Strefa Outdooru

Outdoor Adventure

Trzy Żywioły Outdooru

Frower Power

Dwukołowe lewitacje

Skala Trudności G3R



Sporty przestrzenne


Nurkowanie
Zakrzówek


Trail Marathon
Mogielica


Snowboard
Kasprowy


Snowboard
Tatry Zach. SKvs.PL


Adventure Racing
Rajd 360 - Beskid Śląski


Winter Treking
Tatry Zachodnie


Trailrunning
Tatry Zachodnie SK


Treking
Góra Cyc - Góry Atbaj


Nurkowanie | Freediving
Morze Czerwone


Treking
Gebel St Katrin - Synaj


Wyprawa wspinaczkowa
Pakistan 2008


G3R Wallpapers
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Tapety pulpitu



Panoramy
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Zobacz galerie górskich panoram



Panoramy 360°
Szymoszkowa FR
Big Berta
| Kładki



Filmiki
(kliknij prawym i użyj funkcji "Zapisz element docelowy jako...")

2008-00-30
Vlk. Choc [24.3MB]
2008-00-30
Szczebel [6.6MB]


Top Secret


Beskid Zywiecki
2009-10-06
Velky Choc (Słowacja)

Trasa
Jasenova - Velky Choc (czerwony) - Slatiska (czerwony/zielony) - Jasenova (bez szlaku)

Uczestnicy
Junior, Mecenas, Rav, Mariusz, Kris i inni

 

 

Technika
Widoki

Doroczna Pielgrzymka

Można to nazwać doroczną pielgrzymką, bo co roku z początkiem września pojawia się ssanie, by zaliczyć ściankę, skałki i single, jakie w rzadko spotykanym na innych miejscówkach przepychu ma do zaoferowania ten jedyny w swoim rodzaju słowacki szczyt. Skrzyknęliśmy się rzutem na taśmę, po kilku nieudanych przymiarkach, w miarę których narastała nasza determinacja - choczmy na Chocza.

Było trochę mokro po pierwszych deszczach, zapowiadających nadejście nostalgiczno-depresyjnej późnej jesieni. Dzisiaj jednak, z perspektywy przedwcześnie opadłego śniegu, wydaje się, że warunki były idealne. Zresztą gwóźdź programu - ścianka z łańcuchami prezentowała się całkiem przyjaźnie, choć w skrytości liczyliśmy, że będzie piekielnie śliska, pozwalając nam sprowadzić rowery, bez uszczerbku na honorze. Co robić? Trzeba było wystawić na próbę naszą technikę, a przede wszystkim nerwy. Ja miałem i tak najłatwiejsze zadanie, bo w zeszłym roku zmaściłem niemal wszystkie sekcje, więc również w tym roku mogłem sobie na to pozwolić, a z kolei najmniejszy nawet sukcesik mógłbym uznać za niebywały progres. Trzeba też przyznać, że pomogły nam oficjalne czynniki, które ostatecznie zaakceptowały forsowany przez nas od lat przebieg łańcuchów po najbardziej hardkorowym fragmencie zjazdu. Dzięki temu ścianka stała się przejezdna bez konieczności wykręcania piwotów albo przeskakiwania nad łańcuchami. Strażak zaś skonsumował ją, po kilku podejściach, na dwa razy, przy czym przerwę zrobił tylko ze względu na brawa, a było czemu klaskać, bo ścianka pomimo miłej powierzchowności, poskrobana bieżnikiem, ujawniła grząskie momenty, na których trzeba było porzucić nadzieje na pełną kontrolę nad rowerem.

Poniżej było już mniej adrenalinowo, ale wystarczyło na chwilę puścić heble, a potem znowu je chwycić, żeby się przekonać, że ten niewinny singielek, dla urozmaicenia upstrzony kamieniami i korzeniami, daje niezły poślizg. W efekcie upodobanie do kontroli nad trajektorią przejazdu zażądało ofiary z prędkości i o ekscytującym choczańskim flow można było zapomnieć. Na otarcie łez pozostały skałki i korzenie na zielonym szlaku, równie śliskie, dawały jednak satysfakcję z udanego przejazdu, nawet przy wygaszonym piecu. Przed jedną sekcją jednakowoż musieliśmy wszyscy skapitulować. Zgadnijcie którą? Tak, tak, nawet Strażak - ubiegłoroczny triumfator musiał na chwilę zejść z roweru. Trzeba jednak mu oddać, że się starał. Dwa razy perfekcyjnie ześlizgnął się mrożącym krew w żyłach slajdem z blisko dwumetrowego progu, ale zabrakło przyczepności na dole, by zdołał uniknąć drzewa. Za każdym razem zatrzymywał się z kierą na pieńku i łokciem w skałce. Ku pokrzepieniu serc zaliczyliśmy całkiem sprawnie ostatnie sekcje korzenne z dropem a la grande finale.

Zanim jednak dane mi było zaznać odrobiny nieważkości, odczułem boleśnie siłę grawitacji po tym, jak na chwilę zapomniwszy o hamulcach, przed wejściem w zakręt, nie wiedzieć czemu, odczułem potrzebę zredukowania prędkości. A propos, znacie tę anegdotę o polskich psychologach sportowych? Przychodzi Hołowczyc do lekarza i mówi, że ma problem, bo przed każdym zakrętem odczuwa przemożną potrzebę naciśnięcia na pedał hamowania, na co lekarz odpowiada: "może za szybko pan jeździ". No więc popełniłem błąd Hołowczyca i sekundę później leżałem na ramieniu, zdezorientowany nagłą zmianą pozycji. To był jeden z tych blitz upadków, gdy ból wyprzeda swoją przyczynę, natomiast świadomość uparcie nadal freerajduje, uczepiwszy się niczym kierownicy teorii względności.

Mecenas