Oxygenium.pl

Strefa Outdooru

Outdoor Adventure

Trzy Żywioły Outdooru

Frower Power

Dwukołowe lewitacje

Skala Trudności G3R



Sporty przestrzenne


Nurkowanie
Zakrzówek


Trail Marathon
Mogielica


Snowboard
Kasprowy


Snowboard
Tatry Zach. SKvs.PL


Adventure Racing
Rajd 360 - Beskid Śląski


Winter Treking
Tatry Zachodnie


Trailrunning
Tatry Zachodnie SK


Treking
Góra Cyc - Góry Atbaj


Nurkowanie | Freediving
Morze Czerwone


Treking
Gebel St Katrin - Synaj


Wyprawa wspinaczkowa
Pakistan 2008


G3R Wallpapers
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Tapety pulpitu



Panoramy
Stoh - panorama by Wojtek 'Failo' Zdebski
Zobacz galerie górskich panoram



Panoramy 360°
Szymoszkowa FR
Big Berta
| Kładki



Filmiki
(kliknij prawym i użyj funkcji "Zapisz element docelowy jako...")

2008-00-30
Vlk. Choc [24.3MB]
2008-00-30
Szczebel [6.6MB]


Top Secret


2010.09.01/02
Ötztaler Alpen (Austria, Włochy)

Trasy
Similaun Hutte (ok. 2800 m) - szlak nr 2
Nock Spitze (2720 m)
- szlak nr 17

Uczestnicy
Tolek

 

 

Technika
Widoki

Tolo Solo vol.1

Po długich rozmowach z wieloma osobami z ekipy tuż przed moim urlopem okazało się, że każdej coś wypadło, zdarzyło się lub ewidentnie nie miała ochoty na wyjazd poza granice polskich gór.
Gdzieś w głowie kłębił się pomysł samodzielnego wyjazdu, jednak rozsądek przemawiał bym lepiej nie ryzykował.

W takiej sytuacji byłem zmuszony zrezygnować z dalszego wyjazdu i zacząłem planować wyjazdy w polskie góry. Jednak tydzień przed urlopem dostałem wiadomość od Wojtka, że ma szkolenie we Włoszech i mógłby przedłużyć pobyt o 2 dni żeby delikatnie pojeździć na rowerze. W około 60 sekund podjąłem decyzję, że jadę na pewno. A przecież banalnie policzyć, że 1200 km rozkładając na 2 dni rowerowej jazdy kompletnie się nie kalkuluje w normach zdrowego rozsądku. Racjonalnie lepiej jechać na 5-6, a to że 3-4 dni samemu – no cóż, zawsze jakaś nauka.

Decyzja padła na Ötztaler Alpen (po włosku Alpi Venoste) część Alp Retyckich, położona pomiędzy dolinami górnej Adygi i Innu, na pograniczu Włoch i Austrii.

Po drodze do strategicznej miejscówki Vernago/Vernagt miałem wizję zahaczenia o Innsbruck żeby zobaczyć i ewentualnie zjechać z legendarnej trasy „Nordketten sigletrail” zbudowanej przez Vertriders-ów. Dzień przed wyjazdem sprawdziłem cztery prognozy pogody. Wszystkie twardo, praktycznie stu procentowo zapowiadały że we wtorek 2010.08.31 w Innsbrucku będzie intensywnie padać. Po rekomendacjach Wojtka i Pucka – jazda w Nord Parku po/w czasie deszczu zwiększała ryzyko uszkodzenia ciała wielokrotnie, biorąc pod uwagę, że jechałem sam – odpuściłem i bezpośrednio pojechałem w Alpy do Vernago.


2010.09.01 Nadzieja w krainie ośnieżonych trzytysięczników

Na miejsce dojechałem późnym wieczorem i z niepokojem dostrzegłem że wyższe partie gór są ośnieżone, biorąc pod uwagę że miałem w planach zdobycie Kreuz Spitze sięgający na wysokość 3456m npm – nie była to najlepsza wiadomość. Nie należę jednak do ludzi których łatwo zniechęcić i mimo to postanowiłem zrealizować plan i o 5 rano wyruszyć do Martin Busch Hutte by stamtąd realizować zamierzone cele.

Piąta z minutami wychodzę z mieszkania, szybko znajduję szlak i zadowolony żwawo zaczynam podejście. Zadowolenie także szybko mija gdy zacząłem odczuwać wagę plecaka który ważył ok. 10 kg (przecież miałem spędzić w górach 3 dni) co gorsze na szlaku pojawia się coraz więcej śniegu. Siły ubywa w tempie geometrycznym, a wokół robi się coraz bielej co nie dodawało mobilizacji do dalszego podejścia. Dochodzę na 2600 m i poważnie zacząłem się zastanawiać czy naprawdę warto. Porzuciwszy żelastwo i ekwipunek postanawiam zbadać teren. Wyszedłszy na ok. 2800 m pod Similaun Hutte okazało się że wyżej jest metr śniegu i podejście pozbawione jest sensu. Zawracam, zjeżdżam 2-ką, którą wcześniej podchodziłem. Zjazd nie do końca ciekawy, część po płaskowyżu, do tego lepki śnieg.

Sfrustrowany wracam do mieszkania i zaczynam szukać na mapie ciekawych substytutów Kreuz Spitze i Niederjoch pod Similaun Hutte (bardzo byłem ciekawy tego odcinka - wg skali germańskich bikerów ma S4 na max S5 czyli zero przelewek). Interesująco wyglądają szczyty Nock i Shrofwand – je następnie wybieram jako potencjalne cele. Jeszcze tego samego dnia jadę sprawdzić podejście na Nock Spitze i prowadzący na niego szlak „17”. Pierwsze wrażenie „sehr gut”, w końcu miłe zaskoczenie. Szlak to wąziutki, miejscami stromy singletrail, z ciasnymi „spitzkehren”, dodatkowe atuty to nachylenie, różne ciekawe przeszkody i ekspozycja. Zjeżdżając ok. 600m w pionie byłem zachwycony, jednak zjechałem tylko z 2200 m, a Nock ma 2720 m czyli następnego dnia czekało mnie dużo podejścia i wierzyłem także, że zjazdu.


2010.09.02 Nock Spitze

Kolejnego dnia nie zamierzałem zmieniać planów i z dużą determinacją wyruszyłem na Nock Spitze (2720m npm). Góra w porównaniu z okolicznymi szczytami wysokością nie poraża jednak główną determinantą wyboru był śnieg którego przynajmniej do 2500m na podejściu nie było. Abstrahując od wysokości zjazd był bardzo fajny i kompletny, co niestety wiązało się momentami z trudnym uphillem.

Odchodząc od wszelkich mniej istotnych aspektów wycieczki: perypetii, warunków i podejścia, a wracając do tej najistotniejszej - zjazdu. Zaczął się od bardzo trudnych krótkich spotów, przypominał mi wyprawę na Borkowieskiego z Klaudem. Generalnie stromo, ciasno, kamieniście i prawdopodobieństwo wylecenia przez kierownicę wysokie. Znajduję jednak parę miejsc z którymi walczę, jedno praktycznie jak „wyjęte” z żółtego na Luboniu. Waham się, podchodzę kilka razy, efekty są różne część zjeżdżam, część odpuszczam. Do tego zalegające resztki śniegu na szlaku nie ułatwiały mi zadania i sporo góry zniosłem. Niżej płynniej, jednak nie obywa się bez walki i medytowania nad trudniejszymi miejscami. Jedno miejsce zaliczam, drugie mnie przerasta.

Najtrudniejsze za mną - tak mi się przynajmniej wydawało. Dalej kontynuuje granią o łagodniejszym nachyleniu, szlak wije się wokół kamieni, co chwile agrafki różnej maści, dojeżdżam do ostatniego skalistego miejsca z małą podpórką ale bez szwanku na zdrowiu udaje mi się zjechać. Jeszcze chwile lawiruję przez „łąki” objeżdżając kozice i konie następnie wjeżdżam w „Leitwald”.

Las już po części opisałem (rekonesans dzień ecześniej), jednak zupełnie inaczej wygląda jak ma się w nogach zjazd 600m + podejścia 1100 w pionie. Na początku bardzo dużo flow-u, wąska, bezstresowa ścieżka, ale koniec relaksu szybko nadszedł i napotkałem kolejne trudności. Pierwszy trudny moment w lesie to coś pod „ściankę” główny problem to duże kamienie i delikatny wzrost nachylenia - mijam w miarę sprawnie. Dalsza część szlaku to świetny single o „przyjaznym” nachyleniu z coraz częściej pojawiającą się ekspozycją. Szlak nie odpuszcza do ostatniego momentu, ostatnie newralgiczne momenty to cztery bardzo trudne i trzy trudne „spitzkehren” z czego cztery udaje mi się zjechać, przy jednej trochę oszukując. Szlak kończy się wyjazdem przy pięknym jeziorku „Vernagt Stausee”.

Tolek