2012-05-19 Kalwaria Z. Trasa
|
|
Zacznę od szczerych gratulacji dla Jara, Toci i wszystkich lokalesów, którzy przyczynili się do powstania pumptracka oraz organizacji super zawodów. Gwoli ścisłości: pumptrack to takie zabawne miejsce, gdzie wprawia się rower w ruch bez użycia łańcucha. A poniżej krótka historia mojego pierwszego kontaktu z pumptrackiem. Zawody w Bike City, czyli nauka pompowania Dzisiaj w Kalwaryi wielki dzień - dzień zawodów rowerowych w pompowaniu. Tłumy zjeżdżają z odległych i pobliskich zakątków kraju – słowem: kroi się gruba impreza. A ja mam problem, bo do tej pory w dziedzinie pompowania, ograniczałem się raczej do pompowania dętek. Przydałoby się potrenować przed zawodami z dala od tłumu gapiów i fotoreporterów. Po chwili zastanowienia wpadam na genialny, aczkolwiek mało oryginalny pomysł i dzwonię do Pucka. Do czego służą SPDy? Ledwo wywinąłem się z objęć wrednej zmory o poetyckim imieniu Kontuzja. Ale przecież miałem pozostać na rowerze, a nie zgrywać kozicę skacząc po kamieniach. Trzeba zrobić "ripleja", żeby sprawdzić, co poszło nie tak. No to jeszcze końcowa stromizna na deser - idzie nam jak po maśl... eee raczej raczej jak po kleju. Uwierzcie, nie chcielibyście tam jechać "jak po maśle". Tym razem jednak moc przyczepności jest z nami. Pucek rozzuchwala się na tyle, że zalicza dawno nie prezentowany stylowy przejazd całości wraz z rynną. Już mam iść w jego ślady, gdy pęka mi psycha. Cóż trochę nadgryzł ją wyskok na głazach. Po chwili przerwy ogarniam psyche i rynnę. Na dole Pucek raczy mnie odrobiną FR-filozofii: Do czego służy pumptrack? Ja miałem zupełnie inną strategię przygotowań do pumptracka. Tuż przed zawodami wymieniłem napęd na funkiel nowy. Zrobiłem kilka próbnych przejazdów i odkryłem, że w bandach wyśmienicie się dokręca. Spokojny o swoje szanse w zawodach, bez wahania pożyczyłem koło Puckowi. Wtedy pojawił się Toca (jeden z demiurgów pumptracka) i zburzył mój spokój: Po krótkiej szopce związanej z oficjalnym otwarciem toru, wybiła godzina zawodów. Nieco spóźnieni i co gorsza w wersji bezrowerowej pojawiają się Stachu, Qba i Tolek. DJ Cichy zapodaje całkiem głośną nutę, wodzirej Biznes rozgrzewa publikę, a Pucek i ja rozkminiamy, jak wymienić się kołem startując jeden po drugim. Na szczęście Ziba przypomina sobie, że ma koło na zbyciu. Sam sprytnie pożyczył się sztywniaka od znajomego znajomego. My nie idziemy na łatwiznę i wytaczamy na tor najcięższy sprzęt. Pucek z trudem przepycha swoją Glorkę, a mój SX ani myśli jeździć bez napędu. Przy wsparciu Pucka i po mocnym nagięciu regulaminu udaje mi się dotrzeć do mety. Przed drugim przejazdem blokuję Boxxera, ale nic to nie zmienia (później odkrywam, że obie tarcze solidnie obcierają). Zasłużenie zajmujemy z Puckiem dwa ostatnie miejsca. W podkategorii dwupółek wygrywa Pucek. Pozwala nam to w spokoju przyglądać się zaciekłemu finałowi, delektując się w międzyczasie chmielotonikami. Okazuje się jednak, że finałowi nijak nie możemy się spokojnie przyglądać. Kalwaryjczyki na własnej ziemi zbierają baty od (na)jeźdźców z Rybnika i (o)błędnego ridera z Tomaszowa Lubelskiego (gdzież to jest?). Ostatecznie z KLW na skraj pudła łapie się tylko Wojtas - trialowiec i wschodząca gwiazda DH. Niestety startował w mało (dla nas) prestiżowej kategorii BMX. W ekstraklasie MTB Pongo – jedyna nasza nadzieja w finale - wypompował 6. miejsce. Chłopakom z G3R ta klęska nie przypadła do gustu i zapowiadają ostry trening pompowania. Pojawia się jednak problem, bo właśnie wraz z Puckiem udowodniliśmy, że nasze rowery nadają się co najwyżej do pompowania pompką. Wprawdzie orgowie rozlosowują nowiutkiego, treningowego BMXa, ale znowu okazujemy się zbyt wcześnie urodzeni. Musimy zorganizować jakiś sprzęt we własnym zakresie. Do czego służy kolarka? Impra przenosi się na kultowy MKS, czyli Miejsce Konkretnego Sp...a (autocenzura, bo to w końcu strona propagująca sport). Na dodatek nawiedza nas prekursor kalwaryjskiego slopestylu - Matejko i przeprowadza kwestę na wino. Wstyd było nie dać zeta autorowi legendarnego skoku spod pomnika na kolarce. Akcja szybko nabiera rumieńców. Tolek zakochuje się w kolarce (sorry Monika), Patrycja polewa mi od serca (sorry Stachu), a niejaki Bogdanienko wyskakuje z butów (sorry skarpetki). W obliczu kolejnej dostawy drinków ja i Pucek salwujemy się ucieczką, bo nazajutrz wybieramy się na zasłużony wypoczynek do Tatralandii. Klaud |