2012.07.24-26 Kreta (Grecja) Trasy Uczestnicy
|
|
Kretyński Żar 24.07.2012 Xiloskalo (1227m npm) - Ginglios (2089m npm) Miała być przyjemna, rodzinna wycieczka. Gosia z Adasiem w nosidełku, ja z rowerem, 20C i dużo schładzającego wiatru, średniej trudności szlak z ładnymi widokami. Gosia i Adaś po 1h podchodzenia nasłonecznymi agrafkami wysypanymi teratonami luźnych kamieni w nieludzkich temperaturach (nie mającymi nic wspólnego z planowanymi 20C) zrezygnowali. Ja siłą przyzwyczajenia szedłem dalej. Początkowo dolina wysypana kamieniami, przy których Dalco to prawie wyasfaltowany dukt. Tak aż na przełęcz, z której widok przypomina Nordpark wersja hardcorowa – prawie pionowa ściana, liny i tabliczka z wykrzyknikiem, żeby uważać. Pytanie dlaczego wpadłem na pomysł, żeby jednak iść tam dalej z rowerem i to mimo, ze szlak jednak trawersował tą ścianę. Większe problemy pojawiły się później, kiedy naprawdę nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie zamontowali lin albo klamer. Ostatecznie na 1800m, przy ostatkach wody porzuciłem rower i chwiejnym krokiem poszedłem na lekko do góry. Sama kopuła szczytowa byłaby jedynym płynnie przejezdnym odcinkiem szlaku, no ale to dla kogoś silniejszego i kto na wycieczkę z 900m przewyższeniem wybrałbym się z 4l wody. Początkowo sporo znoszenia, kilka ścianek po płytach kamiennych dało jednak dużo satysfakcji. Później już jazda bez trzymanki po luźnych kamieniach, z agrafkami i licznymi pułapkami. Dobrze, że w połowie zjazdu była woda, bo już dogorywałem, a fullface w tych warunkach klimatycznych nie jest idealnym rozwiązaniem. 26.07.2012 Nida (1420 m npm) - Psiloritis (2456m npm) Tym razem musiało się udać. Pobudka przed 5 rano i po 3h jazdy rozklekotanym focusem z wypożyczalni (bez klaksonu, z rożnymi oponami na osi i innym wyposażeniem ponadstandardowym) o 8 zaczynam wycieczkę zaopatrzony w 3l wody. Na wstępie łapię min. 100m dodatkowego przewyższenia i opóźnienie, bo idę za wyraźnie oznaczonym oficjalnym szlakiem, który jednak się kończy. Początek ma być trudny a później już przyjemnie i jest to połowiczna prawda. Ponad 35C, rower na plecach, grunt sypki a do tego pełno kolczastych krzaków – kreteńska droga krzyżowa? Woda znika w zastraszającym tempie, szlak wydaje się słabo przejezdny w dół, powietrze drży jak na pustyni. Docieram mocno wymęczony na przełęcz. Stąd mini zjazd i ma być łatwo i przyjemnie na najwyższy szczyt Krety. Dla pieszego tak by było, ale płaskie podejście z luźnymi kamieniami i kolejnymi wariacjami klujących paskudztw, zero cienia i temperatura dobijająca do 38C, nie dają jakichkolwiek szans na sensowny zjazd. Dolina ciągnie się nie wiadomo jeszcze jak długo i jest prawie pewne, że nie da się tu zjechać bez bliższego kontaktu opon z kolcami – zawracam, choć kto wie: może gdzieś tam wyżej teren byłby jednak bardziej przyjazny rowerzystom. Próbuję jechać w dół – pedałując na najmniejszym przełożeniu i męcząc się, żeby przetoczyć się przez kolejne kamulce, omijając jak najwięcej kolców – zero przyjemności. Dalej podejście na grań i zjazd wcześniejszym podejściem (już też na resztkach wody, więc jakbym poszedł na szczyt, to od połowy zjazdu wysysałbym chyba kolce jak liczne okoliczne kozice). Samą górę odpuszczam, później jadę na granicy umiejętności i też nie wszystkie fragmenty – wraca wspomnienie Furglera. W między czasie uprzyjemniam sobie postoje dopompowując powietrze do Speca, który musiał w takim terenie uznać wyższość Intensów. 600m tego zjazdu w tych warunkach wystarczyło mi zupełnie. Czy na ten szczyt nie idzie jakiś szlak bardziej przyjazny rowerzystom, czy to głównie te tropikalne upały? Przecież Polacy już tu byli tylko zabrakło czasu, żeby z nimi nawiązać wcześniej kontakt. Wojtek |