2005-04-24 Trasa Dystans 51km Uczestnicy |
Technika Widoki |
Nie pamiętam.... A potem świst rozrywanego powietrza. Genialne uczucie. Puszczam heble, zaciskam kierę. Motyle w żołądku. Po to się jeździ. Tniemy w dół. Ani pół zabłąkanej myśli nie przechodzi mi przez głowę. Nagle ZAKRĘT.lekko wybity w powietrze na kamieniach, tymczasem szlak ucieka dynamicznie w prawo. maksymalnie się odchylam. brutalne hamowanie niewiele daje. wylatuję na zewnątrz trasy. dzikie kamienie miotają bikiem na wszystkie strony, panika wdziera się w myśli, rozmijam się z drzewem, o yea! , wracam na szlak. Tniemy w dół. Szlak gdzieś ginie, młócimy nieznakowanym singielkiem, tumany kurzu wzbijaja się z pod kół... Lądujemy w Dolinie Tarnawki. Akolektywnie decyduję, że wspinamy się na szczyt bez szlaku. Na początku pięknie, pusto, dziko, ale potem dostajemy w kość. Cóż, cos za coś. Mina Rafała mówi mi, że jemu niekoniecznie sceneria dzikich wąwozów nagradza męczarnię. Kilka tysięcy oddechów i znów stoimy na szczycie. A propos szczytów. Spotykamy dwuosobową delegację fullsuspension z Kalwarii (budowniczych klimatycznego Monkshore). O czym mogą rozmawiać bikerzy na szczycie? O glebach. O yea, o glebach ;) Chyba nie wszyscy turyści wykazywali zrozumienie dla opowiadań o urwanym uchu w Myślenicach, utracie przytomności po lądowaniu dzidą, połamanych i samozrastajacych się kościach, punkcji kolan ecc. Zafascynowane starsze panie wsłuchują się w te dziwne historie okraszane tubalnymi wybuchami śmiechu..
Koniec przedstawienia, koniec zasysania widoczków. Czas na zjazd. Terroryzujemy niezliczonych browaro-piechurów. Droga należy do nas. 7.5km DH w dół. W dół. W dół. Sześć dych na budziku, obrazy przeskakują chaotycznie jak w starym kinie. Niewiele widać, na szczęście z grubsza łapiemy wszystkie zakręty. Wypadamy z lasu, ostatni odcinek po słabo związanej , wyschniętej na pieprz ziemii. Znów chyba za szybko wchodzę w zakręt, ale zanim dokańczam tą myśl, jestem dwa zakręty dalej. Ściana kurzu z pod moich kół stopuje Rafała. Wypadamy na komercyjny i rakotwórczy asfalt. PKP Skawce. Good fight, good night. |