2004-10-20 Pilsko Trasa Dystans 14km Uczestnicy Adaś na szczycie Pilska |
Technika ![]() Widoki ![]() |
"Drogą Orłow, Środowy Sojusz Freeride'owy" Środek tygodnia, pospolite ruszenie. Daleko z tyłu pozostawiamy pracę, uczelnię, całą pospolita codzienność. Rowery na dach i ruszamy na południe. Słońce zalewa od rana Beskidy, niebo błękitnieje z godziny na godzinę. Tylko jesienne kolory przypominają, że to już październik. Muza, luz i na celowniku Pilsko.
Korbielów wita lekkim chłodkiem, ale szybko rozgrzewamy fabryki na pierwszym podjeździe. Mozolnie zdobywamy wysokość, temperatura spada wraz z kolejnymi metrami. Kolorystyka lasów, migocących przy lekkich podmuchach wiatru ozłoconymi liśćmi powala na kolana. Kontrast jaki tworzy złote morze lasów z błękitnym niebem wygląda chwilami wręcz kiczowato. Na wysokości 900m pierwszy lód, a niebawem pierwszy.śnieg. W oddali rozkwita potężna sylwetka Babiej Góry, na której miesiąc wcześniej zaginęliśmy w akcji w gęstwinie słowackich lasów.
Bez długich deliberacji pod opustoszałym schroniskiem, atakujemy ostatni odcinek podejścia. Koszmarne błoto blokuje koła, w ocienionych miejscach dla odmiany czai się zdradliwy lód, na którym o mały włos a wybiłbym sobie uzębienie. Wyrywamy... wyżynamy górze metr po metrze. Przechodzimy na łacinę ( a mówią, że naród polski słabo wykształcony). Buty co krok ześlizguja się w dół w błotnej breji, ale docieramy w końcu na przedwierzchołek Pilska. Widok! Rysianka, Romanka, Jałowiec, Polica, dziesiątki, może nawet setki szczytów. Oczy łapczywie wyłapują znane sylwetki beskidzkich szczytów. Ale ruszamy dalej. Końcówka idzie już jak z płatka. Wdrapujemy się na szczyt Pilska i.. pejzaż powala nas z nóg. Przed naszymi oczami wyrasta ośnieżony łańcuch Tatr wznoszący się nad wciąż zielonymi dolinami. Lekka mgiełka unosi się nad rozlanym pomiędzy górami Jeziorem Orawskim. Jak na dłoni widać całe 50kilometrowe potężne pasmo Tatr. Setki szczytów, chaos tatrzańskich turni, Gerlach, Rysy, Czerwone Wierchy.
A dalej odbijamy na żółty szlak. Chwilami pod kołami wybuchają błotne fontanny, chwilami prześlizgujemy się po korzeniach. Po kilkunastu minutach zjazdu, czas na złapanie oddechu. Przed nami "kamienny ogród", czyli kilkusetmetrowy odcinek usiany sporych rozmiarów głazami. Nie, nie ma mowy o szybkiej jeździe -trudność tego odcinka polega na utrzymywaniu stałego momentum, umiejętnym lawirowaniu pomiędzy wystającymi skałami. Tym razem również nie jest łatwo, a trudności potęguje wilgoć na szlaku. Potem ścieżka "odpuszcza" i mkniemy w dół. Feralne miejsce na którym przed dwoma laty zaliczyliśmy z Juniorem poważne gleby (mój prawy nadgarstek nie chciał się zginać przez następne dwa tygodnie) tym razem mijamy z większą uwagą ;)
Jak wiatr wypadamy z doliny i tak kończy się jedna z najpiękniejszych tras w historii G3R. Trasa, która nie miała słabych momentów, na której piękny widok gonił jeszcze piękniejszy. Jeśli byłem jakimś sceptykiem na słowa Juniora, twierdzącego, że jesień jest najpiękniejsza porą do jazdy w górach, to po wypadzie na Pilsko i wcześniejszej eskapadzie na Babią Górę tylko mogłem przytaknąć. Nie po raz pierwszy też okazało się, że góry maja wiele twarzy, że choćby po 15 wizytach na tym samym szczycie zdawało ci się, że znasz tutaj już każdy kamień i każdy korzeń, to za 16 razem góra jeszcze raz cie zaskoczy. |