Wybraliśmy Foto Roku 2007! Pamiętam jak zrodził się pomysł na ten fotokonkurs; przez kilka dni przewijała się mailowa dyskusja, które zdjęcie w minionym roku było najlepsze. Okazało się, że mieliśmy tak diametralnie różne zdania na ten temat, że wybranie tego jednego zdjęcia było po prostu nierealne. Wtedy padł pomysł, żeby te najciekawsze fotki poddać głosowaniu na stronce... i tak to się zaczęło. W tym roku była to już czwarta edycja konkursu na Foto Roku G3R, polemiki nie zabrakło jak zwykle, a wygrała pozycja przez mało kogo typowana na Numer 1... Zapraszamy do rozstrzygnięcia konkursu FOTO ROKU 2007!
|
Wiosna-zima-jesień Trzy pory roku w jeden dzień? Brzmi to pewnie równie tandetnie jak hasło z reklamy lotów za złotówkę, ale... może się zdarzyć. I to nie gdzieś na Seszelach all inclusive za 7000pln, ale w naszych Beskidach. Na tapetę poszedł klasyk Makowskiego, Koskowa Góra z Lanckorony. Niby nic dziwnego, gdyby nie kalendarz. 3 lutego to solidnie dwa miechy wcześniej niż zazwyczaj wypadała pora wizyty na Koskową... Trasa: Kalwaria - Lanckorona - (niebieski) - Kopytówka
(549m) - Harbutowice Granice - Przełęcz Sanguszki (480m) - Krowia
Góra (617m) - pod Bieńkowskš Górš (ok. 640m) - Bieńkówka - Koskowa
Góra (866m) - (żółty) - Majdówka - Przysłopski Wierch (793m) -
Ostrysz (707m) - Stańkowa (666m) - Maków Podhalański
Zobacz galerię #1 zdjęć (Ghetto-blog)
|
Powrót z gwiazd... Kraków tonie w kolejnej jesienno-zimowej mgle. Pogoda za oknem depresyjna, najlepiej ten dzień podsumował chyba znajomy: "dla mnie wczoraj był najpaskudniejszy dzień tej pseudozimy". Samo sedno. Decyzję o wyjeździe w rejon Kalwarii podejmujemy po godz. 17, na przekór spadającym z nieba kroplom deszczu. Jest paskudnie, ale "alea iacta est". Szybki wrzut sprzętu do plecaka, po drodze przelot po świeże ba(k)terie do czołówek i w drogę. Wspinaczkę do Lanckorony rozpoczynamy klasycznie asfaltem, ale już po kilkudziesięciu machnięciach korbą zatrzymujemy się przy kościółku Bonifratów. Iluminacje w połączeniu z mgiełkami oplatającymi wzgórze tworzą przeciekawy klimat...
Przeczytaj całą relację
|
Czasem 'donikad' znaczy 'do raju' Po wyczerpującym starciu z kamiennym królestwem Toubkala, wybieramy się poszukać bardziej przyjaznych tras po drugiej stronie pasma Wielkiego Atlasu. Na początek tradycyjne już ostre targi z samozwańczą obsługą dworca autobusowego w Marrakeszu - to tacy kolesie, którzy wsadzają cię do autobusu i załatwiają bilet z doliczoną prowizją. Polaków raczej nie polubią, a w szczególności Wojtka - tak się stawiał, ze wyglądało jakby chcieli się pobić. Z drobnym poślizgiem ruszamy do Warzazat. Droga wiedzie przez przełęcz Tizi n'Tiszka 2260 m n.p.m. Z okien autobusu roztacza się wielokolorowy pejzaż Maroka. Czas mija nam głównie na dywagacjach nad możliwością zjechania z rozmaitych zboczy tłoczących się w oknie autokaru. Warzazat to marokańskie zagłębie filmowe. Cała okolica wygląda zresztą jak gotowa scenografia do filmu o podboju obcych planet. Zagłębiamy się w tą kosmiczną krainę - łapiemy ostatni autobus do Boumalne du Dades. Po zmroku zatrzymujemy się w "Tokyo", żeby uczcić przerwę w Ramadanie. Do Boumalne docieramy ok. 21. Miasteczko to jest położone u wylotu malowniczej doliny wyżłobionej przez rzekę Dades, wypływającą z głębi Atlasu. Prosto z autobusu zwija nas lokalny "przewodnik-marketingowiec", który za paręset dirhamów jest wstanie zorganizować każdą przygodę (z wyjątkiem traski DH/FR). Po długiej pogadance przy herbacie i zapoznaniu się z różnokolorowymi podgatunkami marokańskich nomadów, umawiamy się, że rano zabierze nas w górę doliny. Idziemy spać zadowoleni, że tym razem zostaliśmy naciągnięci na kasę w bardziej europejskim stylu...
Przeczytaj całą relację
|
Planeta Dades Po wyczerpującym starciu z kamiennym królestwem Toubkala, wybieramy się poszukać bardziej przyjaznych tras po drugiej stronie pasma Wielkiego Atlasu. Na początek tradycyjne już ostre targi z samozwańczą obsługą dworca autobusowego w Marrakeszu - to tacy kolesie, którzy wsadzają cię do autobusu i załatwiają bilet z doliczoną prowizją. Polaków raczej nie polubią, a w szczególności Wojtka - tak się stawiał, ze wyglądało jakby chcieli się pobić. Z drobnym poślizgiem ruszamy do Warzazat. Droga wiedzie przez przełęcz Tizi n'Tiszka 2260 m n.p.m. Z okien autobusu roztacza się wielokolorowy pejzaż Maroka. Czas mija nam głównie na dywagacjach nad możliwością zjechania z rozmaitych zboczy tłoczących się w oknie autokaru. Warzazat to marokańskie zagłębie filmowe. Cała okolica wygląda zresztą jak gotowa scenografia do filmu o podboju obcych planet. Zagłębiamy się w tą kosmiczną krainę - łapiemy ostatni autobus do Boumalne du Dades. Po zmroku zatrzymujemy się w "Tokyo", żeby uczcić przerwę w Ramadanie. Do Boumalne docieramy ok. 21. Miasteczko to jest położone u wylotu malowniczej doliny wyżłobionej przez rzekę Dades, wypływającą z głębi Atlasu. Prosto z autobusu zwija nas lokalny "przewodnik-marketingowiec", który za paręset dirhamów jest wstanie zorganizować każdą przygodę (z wyjątkiem traski DH/FR). Po długiej pogadance przy herbacie i zapoznaniu się z różnokolorowymi podgatunkami marokańskich nomadów, umawiamy się, że rano zabierze nas w górę doliny. Idziemy spać zadowoleni, że tym razem zostaliśmy naciągnięci na kasę w bardziej europejskim stylu...
Przeczytaj całą relację
|
Władca Kamieni Dzisiaj
rozpoczynamy wyścig z mułem. On obciążony jednym dużym plecakiem, my
na 2 kołach i z plecaczkami wypełnionymi jedynie batonikami i wodą,
on znający trasę doskonale i zdrowy, my z poglądową mapą, kaszlący,
ale na pewno bardziej zmotywowani. Dajemy mułowi fory i ruszamy z półgodzinnym opóźnieniem. Najpierw podjazd szutrówką ala Dolomity, nawet mniej luźnego żwiru. Bardzo przyjemnie w końcu trochę pokręcić pod górę na rowerze. Niestety doskwiera nam kaszel i inne skutki działania wrogich mikrobów. Nagle widzimy ścieżkę dochodzącą do naszej wijącej się serpentynami drogi. Ścieżka mocno zaminowana po przejściu setek mułów. Wszystko jasne - przewodnicy chodzą na skróty. Docieramy do wioski Aroumd, gdzie Wojtek ma szansę zrobić interes życia - wymienić rower na dywan. Za wioską przecinamy wyschnięte rumowisko rzeczne wypełniające całą szerokość doliny. Po drugiej stronie odchodzi wąska ścieżka dla mułów prowadząca w górę doliny do schroniska. O podjeżdżaniu musimy zapomnieć, szlak wypełniają luźne kamienie i sterczące skały. Także temperatura powyżej 30C i mocne słońce dają się trochę we znaki. Maroko to kraj kontrastów i ciągle zmieniających się krajobrazów. Palmy, sady i zielone poletka mieszają się tu z półpustynnymi terenami pełnymi kolczastych krzewów i kamieni. Jednocześnie przed nami wysokie szczyty przypominające tatrzański krajobraz, tylko że w sepii...
Przeczytaj całą relację
|
"Za garść Dirhamów" Pewnego dnia spotkaliśmy się z Sebastianem posłuchać jego opowieści o wizycie w Maroku. Wśród wielu ciekawych historii zainteresowało mnie przede wszystkim wejście na Jebel Toubkal - najwyższy szczyt Atlasu i jednocześnie północnej części Afryki, 4167m n.p.m. Na pytanie czy da się tam zjechać na rowerze, stwierdził: dasz rade, w zasadzie całość jest przejezdna... więc decyzja zapadła, że trzeba spróbować. Pytanie, kto jest na tyle naiwny, żeby pojechać ze mną i na tyle mocny, żeby nie zawrócić w połowie. Seb mimo swoich zapowiedzi, jakoś nie wyrażał zainteresowania (ciekawe dlaczego...), a i inne osoby bardzo chciały, ale akurat coś im wypadało. Wyzwanie podjął Klaudek i tak zaczęły się przygotowania - mniej lub bardziej improwizowane, głównie na barkach Klaudia. Nie udaje nam się dogadać, co do przelotu, więc umawiamy się na spotkanie w Marrakeszu. Przyjazd nie napawa optymizmem: Klaudek chory, ja skończyłem antybiotyk, pogoda jakoś nietypowo deszczowa, w hotelu za ścianą warczy wiertarka, tarcza skrzywiona w transporcie, łańcuch zaplątany, podczas przejażdżki po Markaszu kapeć, wszystko min. 2x droższe niż w przewodniku - czyżby złe dobrego początki?
Przeczytaj całą relację
|
Wariacje nt Zakrzówka Zakrzówek, 23 listopada (galeria)
|
Zimowa Spartakiada AD 2007 Kalwaria Monk Shore, 18 listopada (galeria)
|
Święto Niepodległości - pierwszy dzień zimy? Całkiem niespodziewanie zaczęła się chyba zima. Nie wiem, czemu wybrała akurat to święto (a nie np. Boże Narodzenie?), ale zamiast patriotycznie świecić słońce - padał śnieg. Odmiana w stosunku do dotychczasowych Święt Niepodległości 11.XI spędzanych praktycznie co roku na rowerze w górach bez śniegu! Z racji warunków pogodowych krótka pętla solo z Tarnawy na Leskowiec i zjazd niebieskim szlakiem. Parking pod sklepem ociekał topniejącym śniegiem. Im wyżej, tym więcej białego. Na szczycie pokrywa śniegowa osiągnęła około 35cm! Krajobraz tylko przez chwilę dawał poczucie górskiej trasy - widoczna Babia w śniegu, Pilsko (śnieg), Polica, Jałowiec (wszystko śnieg). Nawet widoczna w oddali Mogielica ośnieżona. Chwię później było już po widokach, szybki rewelacyjny zjazd niebieskim z powrotem do Tarnawy w towarzystwie padającego grubymi płatkami śniegu. Super klimat i adrenalina (mknąc grubo ponad 40km/h po śniegu wśród drzew). Ilość biłego puchu zalegająca wszędzie na szlaku nieduża i idealna do jazdy, pod spodem czuć jeszcze zmarzniętą ziemię i kamienie.
Czy to już pożegnianie z górskim sezonem MTB w tym roku? Oby jeszcze nie! Trochę z historii G3R
|
Plecak QUECHUA DIOSAZ RAID 27 Quechua Diosaz Raid 27 jest uniwersalnym plecakiem przeznaczonym dla miłośników górskich wypraw, począwszy od całodniowych górskich eskapad MTB, poprzez krótkie górskie wycieczki piesze, na rajdach przygodowych skończywszy - pod kątem tych ostatnich zresztą DIOSAZ RAID 27 został stworzony. Testowany od początku sezonu Diosaz Raid, generalny test przeszedł
podczas tegorocznego North Face Adventure Trophy, na którym plecak
spisał się bardzo dobrze - zarówno od strony praktycznego
zastosowania jak i wytrzymałości produktu (solidne szwy, mocny
zamek). Test opon DH/FR! Prezentujemy wam test opon, w którym znajdziecie ponad 20 naszych niezależnych (i niekomercyjnych ;) opinii dotyczących różnych modeli opon przeznaczonych do FR/DH. W przeciwieństwie do testów prezentowanych w wielu mountain bikowych czasopismach, nie mamy zamiaru ukrywać, że oceny są naszymi subiektywnymi opiniami, które jednak krystalizowały się podczas setek (czasami tysięcy) kilometrów intensywnej eksploatacji. Nie było naszym celem wyłanianie zwycięzcy testu, gdyż jest to kwestia subiektywna, każda opona ma swoje plusy i minusy, często będąc projektowana z myślą o zastosowaniu w różnych warunkach/terenie. Do tej pory przetestowane opony:
przeczytaj pełny tekst testu opon
|
|